Po raz trzeci z rzędu nie udało się wczoraj rozpocząć procesu w sprawie Grudnia ‘70. Warszawski Sąd Okręgowy odroczył rozprawę do 19 czerwca. Powodem była nieobecność jednego z oskarżonych, Edwarda Łańcuckiego oraz kłopoty z adwokatami generała Wojciecha Jaruzelskiego.
Na wczorajszej rozprawie trudności piętrzyły się jedna za drugą. Najpierw przed Sądem Okręgowym w Warszawie nie stawił się oskarżony Edward Łańcucki, który przedstawił zaświadczenie, że jest na konsultacji kardiologicznej. Sąd nakazał zbadanie Łańcuckiego. Nieobecny był także jeden z obrońców generała Wojciecha Jaruzelskiego, Witold Rozwens. Potem generał Wojciech Jaruzelski oświadczył, że nie chce obrońcy z urzędu, czego domagał się w czwartek. Wczoraj 78-letni generał uznał, że powinien mieć obrońcę z wyboru i prosi o wyznaczenie czasu na jego znalezienie. Wreszcie dotychczasowy obrońca generała, mecenas Łojewski stwierdził, że czwartkowa decyzja sądu zobowiązująca go do bronienia Jaruzelskiego jest niezgodna z przepisami. Jego klient zrezygnował bowiem z jego usług: "Zjawiłem się dziś w sądzie już nie jako obrońca oskarżonego Wojciecha Jaruzelskiego, ale jako adwokat Kazimierz Łojewski i tylko z uwagi na szacunek dla Wysokiego Sądu." – powiedział wczoraj mecenas Łojewski. Sąd zarządził przerwę, po której zdecydował o odroczeniu rozprawy do 19 czerwca. Posłuchaj relacji warszawskiej reporterki Beaty Grabarczyk:
Według oficjalnych danych, w masakrze robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku zginęły co najmniej 44 osoby. Decyzję o użyciu broni wydał nieżyjący już szef PZPR Władysław Gomułka. W PRL nikogo nie pociągnięto za to do odpowiedzialności. Możliwość taka powstała dopiero po przełomie 1989 roku. Na ławie oskarżonych zasiedli: 78-letni dziś generał Wojciech Jaruzelski, ówczesny szef MON-u, jego zastępca generał Tadeusz Tuczapski, były wicepremier Stanisław Kociołek oraz dowódcy jednostek wojska tłumiących protesty. Prokuratura postawiła im zarzut "sprawstwa kierowniczego". Żaden z oskarżonych nie przyznaje się do zarzutów.
foto RMF FM
08:05