Nieprzejrzystość zasad, dowolnie stosowane mnożniki, utajnienie wyboru firm, które skorzystają na offsecie rodzi podejrzenia korupcyjne - alarmują niezależni ekonomiści. Offset to sprawa polityczna, która nie ma nic wspólnego z gospodarką rynkową.
Potwierdzeniem tezy o korupcjogennym charakterze offsetu jest lista projektów i firm, w które zainwestują Amerykanie. Znalazły się tam: Prokom, Polfarma, Bartimpex czy Bioton. Właścicielami lub osobami współpracującymi z tymi firmami są biznesmeni bardzo blisko związani z lewicą.
Projekty dobierał komitet offsetowy, w którym zasiadają wysocy urzędnicy z kilku ministerstw. To oni prowadzili negocjacje z Amerykanami. Nie wiemy jednak, jakimi kryteriami kierowali się, wybierając te a nie inne firmy.
Mówiono tylko ogólnie, że Polsce zależy na inwestycjach w nowe technologie, które mają rozwinąć naszą gospodarkę. Nie chcieliśmy, by offset polegał na prostych zakupach towarów.
Tymczasem okazało się, że zakupy to 70 proc. wartości umów. Tylko 20 proc. to inwestycje, a transfery nowoczesnych technologii to tylko 10 procent. Niepodanie do publicznej wiadomości, na jakich zasadach te albo inne firmy znalazły się w gronie beneficjentów offsetu, pogłębia odbiór naszego kraju jako kraju, gdzie dominuje korupcja - powiedział Andrzej Sadowski z Centrum Adama Smitha.
Sadowski jest przekonany, że offset nie ożywi naszej gospodarki. Jego rzeczywisty wpływ na nią jest w tej chwili trudny do ocenienia. Jedno jest jednak pewne: Nieprzejrzystość zasad, zastosowanie tajemniczych, dowolnie dobieranych mnożników, które sztucznie zwiększają wartość inwestycji pokazuje, że offset nie ma związku z normalnymi regułami rynkowymi.
Plotka głosi, że offsetowe umowy rozdano podczas słynnej już zabawy sylwestrowej, zorganizowanej w Zakopanem, w willi należącej do jednego z najbogatszych biznesmenów. W Sylwestra bawił się tam premier, wielu polityków SLD i licznie zgromadzeni przedsiębiorcy.
Foto Archiwum RMF
09:00