"Z naszych wstępnych ustaleń (wynika, że) w obiekcie (…) było wiele niedociągnięć. Urządzenia grzewcze prawdopodobnie były zbyt blisko materiałów palnych. (…) Instalacje elektryczne prowadzone były w sposób prowizoryczny. (…) Do tragedii doszło przede wszystkim na skutek braku zapewnienia właściwej ewakuacji (…) Bezpieczeństwo nie było zapewnione" - takie informacje nt. tragicznego pożaru w koszalińskim escape roomie przekazał w trakcie konferencji prasowej Komendant Główny PSP gen. Leszek Suski. W piątkowe popołudnie zginęło tam pięć nastolatek. "Śmierć nastąpiła prawdopodobnie na skutek działania substancji toksycznych: produktów spalania materiałów, które się tam w środku znajdowały" - podał gen. Suski. Rzecznik zachodniopomorskich strażaków kpt. Tomasz Kubiak podał natomiast, że w escape roomie "nie było wybuchu butli gazowej".

REKLAMA

Jak relacjonował gen. Leszek Suski, w escape roomie "urządzenia grzewcze prawdopodobnie były zbyt blisko materiałów palnych, w pomieszczeniu znaleźliśmy również świece, więc prawdopodobieństwo używania ognia otwartego również istnieje".

Pomieszczenie, w którym przebywały te osoby, miało powierzchnię 7,3 metra kwadratowego. Znajdowało się tam prowizoryczne wyposażenie: dwa fotele, lampa (...) Dla samych osób przebywających w tym pomieszczeniu miejsca było mało - relacjonował szef straży pożarnej.

Jak zaznaczył, w regulaminie escape roomu znajduje się zapis, że niepełnoletni - a w tym wypadku w pokoju zagadek przebywały właśnie osoby niepełnoletnie - mogą "brać udział w tej ‘zabawie’ pod opieką osoby dorosłej".

Osoba, która była odpowiedzialna za prowadzenie tej działalności, tej zabawy, to 25-letni mężczyzna. W chwili wybuchu pożaru prawdopodobnie nie znajdował się w środku, w tym pomieszczeniu - więc udzielenie pomocy mogło być wątpliwe bądź nieskuteczne. Gaśnice, który były w tym pomieszczeniu, nie zostały użyte - relacjonował.

Równocześnie jednak gen. Suski zastrzegł, że "do tragedii doszło przede wszystkim na skutek braku zapewnienia właściwej ewakuacji osób, które w środku się znajdują".

Zgodnie z art. 4 ustawy o ochronie przeciwpożarowej osoba, która prowadzi taką działalność, ma obowiązek zapewnienia bezpieczeństwa wszystkich osób, które tam się znajdują. To bezpieczeństwo nie było zapewnione i dlatego doszło do tej tragedii - podkreślił.

Jak relacjonował, "strażacy przyjechali na miejsce zdarzenia bardzo szybko: wyjechaliśmy po minucie od telefonu o tym zdarzeniu, dojazd zajął nam 4 minuty - jest to odległość 3,5 kilometra".

Pierwsze osoby wydobyliśmy po niespełna 15 minutach od chwili przyjazdu. Niestety nie udało nam się ich uratować. Śmierć nastąpiła prawdopodobnie na skutek działania substancji toksycznych: produktów spalania materiałów, które się tam w środku znajdowały - podał gen. Suski.

Rzecznik zachodniopomorskiej straży pożarnej kpt. Tomasz Kubiak przyznał w rozmowie z dziennikarzami, że strażacy mieli pewien problem z dostaniem się do środka.

Specyfika takich budynków polega na tym, że bardzo często dostęp do wewnątrz jest trudny. Dlatego też strażacy, żeby się tam dostać, użyli specjalistycznego sprzętu, jak również siły fizycznej - relacjonował.

Jak podał, "pożar był rozwinięty w pomieszczeniu obok pomieszczenia, w którym odnaleziono ofiary".

Zaznaczył również, że "nie było wybuchu butli gazowej na miejscu zdarzenia".

Kpt. Kubiak zaznaczył, że koszaliński escape room "znajdował się w miejscu działalności gospodarczej", i wyjaśnił, że "nie ma możliwości dostępu i kontroli takiego lokalu, dopóki nie będzie zgłoszenia skargi lub zagrożenia życia".

Dopytywany, czy ten konkretny obiekt nie był nigdy wcześniej kontrolowany przez strażaków pod kątem ochrony przeciwpożarowej, podkreślił: Jest to działalność gospodarcza w prywatnym pomieszczeniu. Nie było możliwości, nie było żadnego zgłoszenia, które pozwalałoby nam domniemywać zagrożenie i wykonać jakąkolwiek kontrolę w tym kierunku.

Nastolatki były uczennicami III klasy gimnazjum

W południe w kościele pw. św. Kazimierza w Koszalinie rozpoczęła się msza w intencji ofiar pożaru i ich rodzin. Na terenie właśnie tej parafii mieści się szkoła, której uczennicami były nastolatki. Jak doniosła Polska Agencja Prasowa, tuż przed mszą wiceprezydent Koszalina Przemysław Krzyżanowski poinformował w rozmowie z dziennikarzami, że dziewczęta uczyły się w trzeciej klasie gimnazjum.

Pięć dziewcząt, uczennic III klasy Gimnazjum nr 9, aktualnie wchodzącego w skład SP nr 18 w Koszalinie, niestety wczoraj zmarło. To ogromna tragedia - mówił.

Podał, że chwilę wcześniej odbyła się nadzwyczajna rada pedagogiczna SP nr 18.

Wspólnie z psychologami i z kuratorem podzieliliśmy się informacjami, w jaki sposób będziemy teraz obejmować opieką psychologiczno-pedagogiczną uczniów tej placówki - przekazał wiceprezydent.