"To podróż w piątą stronę świata. Do środka siebie" - powiedział Mateusz Waligóra po powrocie do Polski z bieguna południowego. Podróżnik w 58 dni przeszedł Antarktydę.
Mateusz Waligóra wrócił sam, bo cały ekwipunek wraz z saniami zaginął podczas lotu - informuje reporter RMF FM Mariusz Piekarski, który ze zdobywcą bieguna rozmawiał na lotnisku, tuż po przylocie. Podróżnik wrócił też lżejszy o kilka kilogramów.
To podróż w piątą stronę świata. Do środka siebie. Jest dużo czasu na przemyślenia, gdy idziesz przez Antarktydę sam. To jest analiza całego swojego życia - tak po powrocie do Polski mówił Mateusz Waligóra.
Twoja przeglądarka nie obsługuje standardu HTML5 dla video
Podróżnik w 58 dni dotarł na biegun południowy. Jak mówił, wcale się nie spieszył. To nie był wyścig - zaznaczył.
Te wszystkie próby rywalizacji traktuję z pewnym przymrużeniem oka. Dla mnie to była przede wszystkim rywalizacja o dużym charakterze sportowym, pomimo tego, że tam na końcu nikt nie odgrywa Mazurka Dąbrowskiego, a tutaj nie czeka prezydent z medalem. Ta potrzeba konkurowania z własnymi strachami i z emocjami to było coś bardzo ważnego - podkreślił Mateusz Waligóra.
Do bieguna mógł dotrzeć szybciej, ale zaplanował, że stanie się to w piątek, trzynastego. Nie mogłem zrezygnować z takiej okazji - wyjaśniał.
Na ostatnim odcinku drogi zaczekał na podróżnika ze Szkocji Bena Webbera, którego poznał w samolocie, przylatując na Antarktydę, a później spotkał na trzy dni przed dotarciem do bieguna.
Widziałem, że nie jest w najlepszej kondycji. Powiedziałem mu, że jeżeli da radę przejść te klika dni, to zaczekam przed biegunem. Skoro zaczęliśmy tę wyprawę tego samego dnia, to czy to nie będzie piękna historia, jeżeli tego samego dnia dotrzemy do celu? Zabiwakowałem 20 km od bieguna południowego, a Ben biwakował 10 km dalej. Zaczekałem na niego i do bieguna dotarliśmy razem - opowiadał Mateusz Waligóra.
A jak wygląda biegun południowy? Nie ma tam wielkiej przepaści, w którą można spaść i jednak ziemia nie jest płaska - mówił Mateusz Waligóra. Po pierwszych minutach na biegunie południowym, kiedy mogłem tam być sam, usiadłem na saniach i usłyszałem trzepot flag - opowiadał i jak zaznaczył, ta cisza kontrastowała z gwarem, jaki zastał w sezonowej bazie wypraw sportowych, do której wrócił po dotarciu do bieguna.
W trakcie wyprawy Mateusz Waligóra stracił 18 kg, chociaż - jak zdradził - żywił się czekoladą i masłem.
To była najprzyjemniejsza część wyprawy, że mogłem zjeść 12 kg czekolady i nie przytyć - mówił polski podróżnik po powrocie z bieguna południowego.
To są te kilogramy, których brak wychodzi mi na dobre. Czuje się naprawdę świetnie. Mam niewielkie odmrożenia. Jest to niewielka cena, jaką przyszło mi zapłacić, jak na warunki, które zastałem na Antarktydzie - dodał podróżnik.
Podróżnik powiedział, że na razie nie planuje żadnej nowej wyprawy, choć myśli o podróży wzdłuż Odry. Chcę wrócić do domu, spędzić trochę czasu z rodziną - podkreślił.
Mateusz Waligóra na Antarktydzie poruszał się na nartach, nie korzystał z żadnego wsparcia z zewnątrz, a cały ekwipunek ciągnął za sobą na saniach. Jest czwartym Polakiem, który dokonał takiego wyczynu. Na biegunie południowym pojawił się z żółto-niebieską flagą RMF FM.
Waligóra w drodze na biegun pokonał ponad 1200 kilometrów. W ostatnich dniach wędrówki zdecydowanie przyspieszył i udało mu się osiągnąć swój cel w czasie krótszym niż 60 dni.
To na pewno uczucie, które trudno opisać słowami. Kiedy tak długo marzyło się o jakimś celu, tak długo pracowało na ten cel i nagle realizuje się to marzenie, to z jednej strony jest ogromna radość, ale też z drugiej strony jakaś pustka, bo co tu teraz robić? Mam takie uczucie, jakkolwiek to zabrzmi, że po dojściu do bieguna ja już naprawdę w tym, co robię zawodowo, a miałem to szczęście zamienić swoją pasję w pracę, już nic nie muszę. Teraz mogę już tylko robić różne rzeczy - tak mówił z bieguna południowego po osiągnięciu celu.