Do prawie 400 miejsc w Krakowie w czasie pożaru nie jesteśmy w stanie dojechać i użyć odpowiedniego sprzętu - alarmują strażacy. Wszystko przez bezmyślność spółdzielni mieszkaniowych oraz służb miejskich. Zmorą dla strażaków są chaotycznie wybudowane słupki oraz źle zaparkowane samochody. Ale to nie koniec problemów...
Krakowska straż dysponuje w tej chwili tylko małymi skokochronami, czyli specjalnymi nadmuchiwanymi poduszkami, które mogą uratować życie w czasie ewakuacji z płonących bloków.
Do niedawna krakowscy strażacy mieli 2 duże skokochrony, ale – zgodnie z przepisami – po 5 latach używania zostały wycofane. Producent odmówił nam badań tych skokochronów, a bez atestu nie mogą być używane - mówi RMF komendant krakowskich strażaków Antoni Nawrot. Na zakup nowych urządzeń strażaków nie stać - duży skokochron, produkowany w jedynym zakładzie w Polsce w Łodzi, kosztuje ponad 40 tys. zł.
Strażacy mają więc tylko pięć mniejszych skokochronów. Ich wadą jest to, że mają mniejszą powierzchnię czynną. Zaletą - są łatwiejsze w ustawieniu i możemy je ustawić miejscach niedostępnych - powiedział kom. Nawrot.
Właśnie trudny dojazd do pożaru jest w tej chwili największym problemem dla strażaków: uliczki zagrodzone słupkami czy zastawione samochodami hydranty i drogi pożarowe – to sytuacje, z którymi strażacy mają do czynienia prawie codziennie. Niestety, władze spółdzielni mieszkaniowych pozostają głuche na monity i apele strażaków. Czy trzeba jakiejś tragedii, by przyszło otrzeźwienie?
02:40