Roman Giertych rozmawiał z bossem mafii paliwowej Arkadiuszem Grochulskim przed jego przyjazdem do Polski. Według szefa LPR była to tylko jedna rozmowa poprzedzona telefonem od adwokata Grochulskiego.
W niewyjaśnionych dotąd okolicznościach ukrywający się w Szwajcarii właściciel firmy BGM sam zgłosił się w ręce polskiego wymiaru sprawiedliwości. Możliwe, że to właśnie Giertych skłonił Grochulskiego do powrotu.
Lider LPR przyznał, że namawiał Grochulskiego do stawienia się przed oblicze wymiaru sprawiedliwości. Bez wątpienia wiedział też, że boss ma wiele do powiedzenia na temat kontaktów mafii paliwowej ze środowiskiem lewicy. Wg posła Grochulski sam do niego zadzwonił, prosząc o załatwienie listu żelaznego.
Ja mu powiedziałam, że nie ma takiej możliwości i niech się stawi do prokuratury i niech zeznaje. Powiedziałem mu, że w moim przekonaniu, przy takim zainteresowaniu, szczególnie mediów, będzie miał sprawiedliwy proces - mówi Roman Giertych. Czy zapewnienie o sprawiedliwym procesie wystarczyło, by Grochulski z poważnymi zarzutami na karku nagle poczuł nieodpartą chęć stawienia się przed rodzimymi prokuratorami. Wątpliwe. Musiał dostać coś w zamian. Czy coś obiecał mu lider LPR-u?
To mogą wiedzieć służby, które ponoć monitorowały rozmowę Giertycha z Grochulskim. Poseł zapewnia, że powiadomił o niej CBŚ i prokuraturę. Klub parlamentarny LPR wyraził zgodę na wniosek CBŚ na to, aby ta rozmowa była kontrolowana.
Nie jest tajemnicą, że Grochulski warunkował swój powrót do Polski wyłącznie otrzymaniem listu żelaznego, czyli swoistej obietnicy nietykalności.