Prawdopodobnie nieszczęśliwy wypadek był przyczyną nocnego pożaru w moskiewskim akademiku. Policja nie wyklucza jednak, że budynek został podpalony. W pożarze zginęły co najmniej 32 osoby, prawie 140 zostało rannych.
Ogień strawił drugie, trzecie i czwarte piętro pięciokondygnacyjnego budynku należącego do Uniwersytetu Przyjaźni Narodów im. Patrice Lumumby. W tej chwili w okolicach akademika jest już spokojnie. Stoją jedynie dwa wozy strażackie, ale w nocnej akcji brało udział 50 drużyn. Ogień ugaszono po 3 godzinach.
Strażacy pomagali ewakuować studentów z zaczadzonych akademików - wyciągano ich przez okna za pomocą długich drabin. Łącznie ewakuowano ok. 200 osób. Niektórzy studenci wpadli w panikę i ratowali się, wyskakując przez okno. Większość rannych ma połamane kończyny, wielu doznało obrażeń wewnętrznych, część ma poparzone drogi oddechowe. Nadal nie zidentyfikowano wszystkich ciał. Wiadomo jedynie, że ofiary to studenci pochodzący z Chin, Bangladeszu, Wietnamu i kilku krajów afrykańskich.
Specjaliści nie wykluczają, że przyczyną pożaru było podpalenie, ale wiele wskazuje na to, że był to nieszczęśliwy wypadek. Udało się bowiem ustalić, że pożar wybuchł w pokoju 203, gdzie kilka dni wcześniej wprowadziły się 3 Nigeryjki. Być może dziewczyny włączyły grzejnik i to prawdopodobnie od niego zaczął się pożar. Taką wersję potwierdza także mer Moskwy, Jurij Łużkow; wg niego to awaria instalacji mogła być przyczyną pożaru.
Posłuchaj także relacji korespondenta RMF Andrzeja Zauchy:
Uniwersytet - nazwany imieniem kongijskiego rewolucjonisty - w 1960 roku założył Nikita Chruszczow. W latach Związku Radzieckiego studenci z krajów Trzeciego Świata pobierali tu nauki marksizmu. Wraz z upadkiem imperium radzieckiego, spadła również pozycja uczelni. Obecnie należące do niej budynki przypominają ruinę.
13:00