Minął czwarty dzień zamieszek w stolicy Irlandii Północnej Belfaście. Skierowane tam oddziały armii brytyjskiej mają pomóc miejscowej policji opanować sytuację w mieście.

Grupy protestanckich ekstremistów zablokowały wczoraj kilka głównych ulic miasta, powodując gigantyczne korki. Do najbardziej niebezpiecznego incydentu doszło, gdy 60 zamaskowanych młodych ludzi podpaliło kilka samochodów oraz obrzuciło kamieniami kordon policji. Wcześniej "lojaliści" porwali autobus próbując zabarykadować nim drogę. W sumie w ciągu ostatnich 24 godzin doszło do 61 przypadków naruszenia porządku publicznego. Było ich więcej niż w całym ubiegłym roku.

Brytyjski minister do spraw Irlandii Północnej Peter Mandelson potępił protestanckich ekstremistów prowokujących starcia z siłami bezpieczeństwa. "Siły bezpieczeństwa odpowiedzą tak jak trzeba. Dysponują odpowiednimi środkami i mają moje pełne poparcie" – zapowiedział Mandelson.

Armia ma dopomóc policji w rozdzielaniu zwaśnionych społeczności i zapobieganiu zamieszkom, prowokowanym przez skrajne ugrupowania protestanckich "lojalistów”. Bezpośrednią przyczyną rozruchów było ogłoszenie przez władze zakazu zorganizowania w najbliższą niedzielę tradycyjnego przemarszu członków protestanckiej Loży Orańskiej przez katolicką część miasta.

Zgodnie z Porozumieniem Wielkopiątkowym, wyznaczającym proces pokojowy w Irlandii Północnej, żołnierze brytyjscy zaprzestali przed dwoma laty patrolowania ulic Belfastu.

05:00