Związkowcy wrócili do stołu rozmów z pracodawcą. Prezes PKP Jakub Karnowski nie rozumie postulatów kolejarzy. Jeżeli nie dojdzie do porozumienia, możliwy jest strajk generalny - mówi szef Konfederacji Kolejowych Związków Zawodowych Leszek Miętek. Do późnego popołudnia potrwa rozładowywanie korków na torach po proteście ostrzegawczym.
Agnieszka Burzyńska: Panie przewodniczący, ile potrwa przywracanie normalności? Kiedy pociągi pojadą normalnie?
Leszek Miętek: Myślę, że dyspozytura stanie na wysokości zadania i jak najszybciej przywróci normalny ruch.
Ale to jest kwestia godzin? W południe będziemy jeździć normalnie czy po południu?
Trudno powiedzieć, to będzie zależało od konkretnego miejsca, konkretnej linii, od konkretnej lokalizacji, na to będzie potrzeba co najmniej kilku godzin.
W jakim regionie sytuacja jest najgorsza? Gdzie ten korek na torach jest najdłuższy?
Strajk został przeprowadzony w całej Polsce. Jest spory korek w Katowicach, Krakowie, Gdańsku, w Warszawie. Opóźnienia mogą wynikać z tego, że pociągi, które dojadą do stacji końcowej, wracają. To może mieć skutki nawet do końca dzisiejszego dnia.
Panie przewodniczący, o 9 ruszyły rozmowy. Jeżeli zakończą się fiaskiem, to kiedy strajk generalny?
O tym mówi prawo i ustawa o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, że jeżeli jest spór zbiorowy z udziałem mediatora i on się skończy protokołem rozbieżności, to pracownicy mają prawo do strajku generalnego. Podejmiemy ten strajk, jeżeli dojdzie do protokołu rozbieżności.
Prezes PKP Jakub Karnowski poinformował, że przynajmniej w czterech miejscach związkowcy złamali dziś prawo wychodząc na tory. Jednocześnie oświadczył, że marne są szanse na porozumienie, bo nie rozumie postulatów związkowców.
Sądzimy, że nowe negocjacje są pretekstem do strajku generalnego - mówi Karnowski. Jego zdaniem pewne propozycje związkowców można sfinansować, ograniczając wydawanie kilku broszurek związkowych w grupie PKP, które kosztują firmę kilka milionów złotych rocznie.
Atmosfery rozmów nie poprawia zapowiedź wniosków do prokuratury wobec kolejarzy, którzy wyszli dziś na tory i zablokowali je.
Strajk na kolei godzi w pasażerów - ocenił premier Donald Tusk. Jego zdaniem powodem strajku jest to, że kolejowi związkowcy nie chcą zaakceptować koniecznych cięć kosztów.
Minister Nowak nie odpowiada za strajk na kolei, związek zawodowy zdecydował się na tę, w jakimś sensie nieludzką, biorąc pod uwagę pogodę, formę protestu, którego powody są nieadekwatne, nie odpowiadają poziomowi dokuczliwości tego protestu - powiedział Tusk.
Dodał, że to co oficjalnie mówią związkowcy nie powinno być powodem akcji strajkowej, która przede wszystkim tak dotkliwie godzi w pasażerów.
Uważam, że rację mają ci wszyscy, którzy twierdzą, że związkowcy naprawdę zaniepokoili się wreszcie poważnymi działaniami na rzecz restrukturyzacji kolei. Jeśli kolej mamy uratować, jeśli ma jeździć punktualnie, jeśli toalety nie mają być zamarznięte, jeśli kolej nie ma mieć zawsze wielomiliardowych długów, to decyzje, które polegają także na cięciu kosztów, muszą zostać zaakceptowane - podkreślił premier.
Dodał, że związkowcy nie chcą zaakceptować koniecznych cięć. To jest powód tego strajku - ocenił szef rządu.
Pracodawcy i związkowcy spierają się o ulgi dla emerytów
Pod koniec sierpnia 2012 roku spółki Grupy PKP ogłosiły, że z końcem
roku przestaną wykupywać prawo do zniżek dla swoich emerytowanych
pracowników. Emeryci, którzy nadal będą chcieli mieć zniżkę, będą ją
mogli sobie wykupić sami. Grupa poinformowała, że zaoszczędzi na tym
około 27 mln zł rocznie.
Sprawa ulg przejazdowych dotyczy ponad 100 tysięcy emerytów, którzy
do tej pory z nich korzystali. Związkowcy domagają się zachowania
dotychczasowych ulg albo po 720 zł podwyżki, która miałaby im
zrekompensować zmiany. Jak poinformował Mirosław Kuk z PKP SA, koszt
przyznania takiej podwyżki w skali całej Grupy PKP sięgnąłby 800 mln zł
rocznie.