Rosyjska prokuratura generalna wszczęła śledztwo w sprawie tajemniczej śmierci domniemanego terrorysty. Zatrzymano go w piątek w nocy, gdy parkował samochód-pułapkę.
Mieszkaniec Petersburga zmarł 7 godzin po aresztowaniu. Władze twierdzą, że
przyczyną był zawał serca. Dodają, zmarły był odurzony narkotykami. Wstępne śledztwo wykazało jednak, że podejrzany miał ślady po pobiciu.
Milicja, ustalając szczegóły rzekomego zamachu (jego celem miał być Władimir Putin), powołuje się na zeznania samego zatrzymanego. Co ciekawe, funkcjonariusze utrzymują jednocześnie, że był on pod bardzo silnym wpływem narkotyków i nie wiadomo, skąd ta dokładność.
Nie jest też jasne, w jaki sposób mógł w takim stanie prowadzić samochód. Podejrzany przyznał się podobno, że za swoją "pracę" dostał 1000 dolarów.
Nie wiadomo od kogo.
Samochody, w których znajdowały się miny i 200-gramowe ładunki trotylu, rozbrojono. Do tajemniczej próby zamachu doszło po całej fali aktów terrorystycznych w Rosji, w tym po śmierci 339 zakładników w szkole w Biesłanie.