"Trudno o tym rozmawiać, gdy próbujemy, wszyscy mają zaszklone oczy" - przyznaje dzień po tragedii w Afganistanie pracownik bartoszyckiej jednostki wojskowej, w której służyli zabici Polacy. Marek Rzodkiewicz jest teraz cywilnym pracownikiem wojska, siedem lat temu sam był na misji - w Iraku. "To była dramatyczna wiadomość"- opowiada.
Andrzej Piedziewicz: Jakie to uczucie, kiedy żołnierz, który ma za sobą misję słyszy, że na misji zginęło pięciu kolegów?
Marek Rzodkiewicz: Ciężko to opisać. Jak się dowiedziałem, że pięciu Polaków zginęło... najpierw to w ogóle poczułem zapach spalenizny, byłem w budynku i poczułem zapach spalenizny, jakieś krzyki, głośne wybuchy, nogi się ugięły. Jak się dowiedzieliśmy kto to jest... znaliśmy tych chłopaków. W tym roku, w sierpniu, oni robili nam pokaz. Trzech z nich było przebranych za talibów, brali udział w dynamicznym pokazie z ROSOMAK-ami, udzielaniem pomocy, odbiciem. Oni brali w tym udział. Cała piątka, cała załoga zginęła.
Jak pan wspomina ten moment nie myśli pan, że to była zła wróżba, że oni się wtedy przebrali?
Nie, nie wierzę w takie rzeczy. Te misje są tak specyficzne, tak duże jest zagrożenie życia. Ostatnio pytano mnie też o sprzęt na misji. Jaki by on nie był, na każdy sprzęt znajdzie się coś innego, co go pokona.
Pan sam jeździł w konwojach. To, że możecie spotkać na swojej drodze minę, to jest coś, o czym myślą żołnierze na misji?
Tak, ale trzeba przejechać. Jechało się, a serce waliło.
Kiedy jedzie się na patrol pojawia się taka myśl, że to może być ostatni patrol?
Tak, żołnierze liczą się z tym. Ale zawsze myśli się - może nie ja. Tak się powtarza już wyjeżdżając na misję.
Jakie są teraz nastroje w jednostce? Ci żołnierze, którzy jeszcze nie byli na misji, myśli pan, że po tym co się wydarzyło oni będą chcieli jeździć?
Myślę, że tak. To są żołnierze, którzy na ochotnika przychodzą do wojska. Zdają sobie sprawę z zagrożenia, aczkolwiek nastój jest fatalny. Każdemu łza się w oku kręci, jak zaczynamy ten temat poruszać. Wszyscy mamy oczy zaszklone, widać, że ciężko cokolwiek powiedzieć. Nie wiem jak okazują to gdzie indziej, ale jak rozmawiamy między sobą jest nam naprawdę ciężko. Przytłumienie jest zresztą cały czas.