Czy to koniec francuskiej mody? To pytanie nie schodzi z ust komentatorów po pożegnalnym pokazie kreacji, które w ciągu ostatnich 40 lat wyszły spod nożyc i igły paryskiego dyktatora mody Yvesa Saint-Laurenta. 65-letniego mistrza, żegnały gwiazdy show biznesu, klientki-milionerki oraz tłumy Paryżan. Ci ostatni śledzili transmisję na wielkim ekranie, ustawionym w centrum francuskiej stolicy.
Największą niespodzianką pożegnalnego pokazu był sceniczny występ Cathrine Deneuve. Sławna, francuska aktorka weszła nagle na podium i ze łzami w oczach zaśpiewała piosenkę, zadedykowaną dyktatorowi mody. Podziękowała mu w ten sposób za to, że przez blisko 40 lat ubierał nie tylko ją, ale i inne gwiazdy światowego show biznesu. Jedna z pokazanych sukien ślubnych, autorstwa Laurenta, była cała czarna. Nic więc dziwnego, że kojarzyła się raczej z żałobą – symbolem końca francuskiej mody. Tłumy Paryżan, które oglądały transmisję na ulicy, nie odebrały tego w ten sposób. Francuzi mówili korespondentowi RMF, że Francja ma jeszcze sporo innych, doskonałych projektantów.
Podobnie twierdzą specjaliści od mody. Ich zdaniem, Paryż pozostanie światową stolicą mody. Paradoksalnie jednak arbitrami wyrafinowanej elegancji stają się we francuskiej stolicy... cudzoziemcy. Odtąd wszystkie kreacje z metką "Saint-Laurent" projektować będzie Amerykanin Tom Ford. Już wcześniej, legendarnym domem mody "Chanel" zaczął rządzić Niemiec Karl Lagerfeld, a wieczorowe suknie Diora są dziełem Brytyjczyka Johna Galliano. Posłuchaj relacji paryskiego korespondenta RMF, Marka Gładysza:
09:55