Widzisz dziurę w drodze? Śmieci wyrzucone w lesie? Zgłoś problem, śledź postępy i ciesz się wynikiem. Dwadzieścia jeden miast w Polsce włączyło się do internetowej inicjatywy "Naprawmy To".
Ponad trzy miliony mieszkańców Polski może korzystać z internetowego portalu, przez który informacje o lokalnych problemach trafiają do właściwych urzędów i służb. W programie biorą udział: Kraków, Poznań, Szczecin, Lublin, Toruń, Kielce, Bytom, Opole, Chorzów, Słupsk i jedenaście innych gmin, w tym niewielkie, jak np. Trzęsacz. Najwięcej zgłoszeń, prawie tysiąc, zebrało się w Poznaniu.
Na stronie można umieszczać alerty dotyczące pięciu kategorii: infrastruktury, budynków, bezpieczeństwa, przyrody oraz innych lokalnych bolączek. Kategorie różnią się nieco w różnych miastach. Miejscowi administratorzy definiują je bowiem w zależności od tego, które instytucje zgodziły się, by się do nich zgłaszać, a także od specyfiki miejscowych potrzeb. W jednym z miast stworzono na przykład osobną szufladkę dla zgłoszeń dotyczących napisów na murach, kwalifikowanych jako przejawy nienawiści. Oczywiście najczęściej zgłaszane są dziury w drogach.
Do tej pory zgłoszono prawie dziesięć tysięcy takich alertów. Spraw załatwionych jest niespełna trzy tysiące. Drugie tyle jest w trakcie załatwiania. Cześć zawiadomień trafia też do przegródki "nie będzie załatwione", ale wtedy mieszkańcy chociaż wiedzą, że ktoś się przyjął ich skargi do wiadomości.
Twórcy przedsięwzięcia współpracują z lokalnymi organizacjami, których zadaniem jest przekonanie urzędników, że warto wziąć w nim udział. Okazuje się, że nakłonienie samorządów czasem jest nie lada wyzwaniem. Są miejscowości, które weszły, są takie które testują. Mamy nadzieję, że więcej się zdecyduje. Rozwijamy przedsięwzięcie krok po kroku - wyjaśnia koordynator projektu Ewa Stokłuska.
Wchodzimy tylko tam, gdzie jest wola. Chodzi o to, aby nie dopuścić do sytuacji, w której zgłoszenia wpadają w pustkę - mówi Ewa Stokłuska. Baliśmy się sytuacji, że stworzymy narzędzie, które ludziom się będzie podobać, ale władza nie wykaże zainteresowania i będzie kolejny projekt społeczny z którego nic nie będzie wynikało, alerty będą się kumulować i nie będzie dalszego biegu. Nie chcieliśmy budować narzędzia zbiorowej frustracji - dodaje.
Projekt został sfinansowany przez Fundację Batorego. Wersja pilotażowa była darmowa. Część samorządów rezygnuje, kiedy okazuje się, że po okresie pilotażowym trzeba płacić. Inne odmawiają, bo tworzą własne, podobne mechanizmy. Niektóre w ogóle nie są zainteresowane. Jak mówi Ewa Stokłuska urzędnicy traktują inicjatywę z podejrzliwością, bo łatwo dzięki niej sprawdzić, jaka jest skuteczność ich pracy.
Nowy rodzaj narzędzia i nowy rodzaj obowiązków, bo nagle dostają dużo maili, którymi muszą się zająć, więc trochę trzeba było się z tym poboksować - wyjaśnia koordynatorka projektu. Jej zdaniem na dłuższą metę pomysł przynosi korzyści również urzędnikom. To i tak sprawy, które powinni, wręcz muszą rozwiązywać. To tak naprawdę pomaga im w pracy.
Tam, gdzie działa naprawmyto.pl rozbudowuje się system obserwacji otoczenia. Okazuje się, że buduje się grupa ludzi aktywnych, którzy zgłaszają po kilka alertów w miesiącu. Tam gdzie nie działa, stopniowo zainteresowanie wygasa.
Strona jest wzorowana na podobnych przedsięwzięciach działających od dawna w innych krajach. Różnica jest taka, że np. w Wielkiej Brytanii zgłoszenie samo trafia do urzędnika. Proces przebiega automatycznie, mail wpada do skrzynki pracownika urzędu, który nadaje sprawie odpowiedni bieg.
W Polsce urzędnicy wolą, by zgłoszenia były weryfikowane. Trzeba więc się logować, a lokalni administratorzy muszą sami sprawdzać czy dziura w drodze rzeczywiście jest tam, gdzie zauważył ją użytkownik portalu. Do ich zadań należy również blokowanie zgłoszeń opisanych językiem powszechnie uznanym za obelżywy.