Korea Północna prosi o pomoc w ratowaniu ofiar gigantycznej katastrofy kolejowej przy granicy z Chinami. W ten sposób Phenian zrezygnował z zasady ścisłej izolacji. W katastrofie zginęło 150 osób, a ponad 1000 zostało rannych.
W czwartek w mieście Ryongchon eksplodowały wagony wyładowane dynamitem. Wybuch obrócił miasto w ruinę. Uszkodzonych zostało 10 tysięcy domów. Z tych danych wyciągamy wniosek, że liczba ofiar może znacznie wzrosnąć - mówił w Pekinie przedstawiciel Międzynarodowego Czerwonego Krzyża John Sparrow.
Po dwóch dniach Korea Północna przerwała milczenie. W oświadczeniu opublikowanym przez państwową agencję KCNA Phenian nie wspomina jednak o ofiarach. Koreańczycy stwierdzają jedynie, że są "poważne zniszczenia", a przyczyną tragedii była "styczność z prądem spowodowana niedbalstwem". Zetknął się przewożony pociągiem dynamit.
Koreańczykom już pomagają Chiny. Do szpitali w mieście Dan-dong przywozi się wielu rannych. Korea Południowa szykuje transport lekarstw, żywności i namiotów. Unia Europejska przeznaczyła na akcję ratunkową 200 tysięcy euro. Pomoc zaoferowały też Stany Zjednoczone, ale wątpliwe, by ten gest dobrej woli został przyjęty. Reżim w Phenianie twierdzi, że musi budować atomowy arsenał, bo USA grożą mu inwazją.