W poznańskim więzieniu zbuntowali się więźniowie i spaliła cysterna. A wszystko po to, by służby ratownicze mogły sprawdzić się w sytuacji kryzysowej.
Najpierw wypadek cysterny z amoniakiem, potem pożar i bunt osadzonych w areszcie, w końcu ładunek wybuchowy ukryty w samochodzie. Ta niezwykła kumulacja nieszczęśliwych zdarzeń to tylko ćwiczenia. Wszystkie poznańskie służby ratunkowe sprawdzały swoje umiejętności.
Ćwiczenia w więzieniach przeprowadza się rzadko, bo wymagają specjalnego przygotowania i ochrony. Trzeba zadbać o bezpieczeństwo więźniów, ale i pilnować, żeby nie skorzystali z okazji do ucieczki.
Żeby wjechać na teren aresztu, trzeba mieć zgodę służb więziennych. Dotyczy to wszystkich uczestników akcji. Sprawdzane są nawet karetki, bo do nich też mogły się dostać niepożądane osoby.
Jednak nasz reporter, który obserwował całą akcję, zapewnia, że służby więzienne doliczyły się wszystkich osadzonych.