Ponad 80 telefonicznych zgłoszeń otrzymała policja od mieszkańców między innymi Oświęcimia w sprawie kradzieży historycznego napisu "Arbeit Macht Frei" z bramy muzeum Auschwitz-Birkenau. Wszystkie są skrupulatnie sprawdzane, ale na razie przełomu w śledztwie nie ma.
Policjanci przesłuchali już kilkunastu pracowników muzeum i strażników, którzy w nocy z czwartku na piątek pełnili dyżur na terenie muzeum. Ich zeznania niczego do sprawy nie wniosły. Przeszukano też kilkadziesiąt punktów skupu złomu, dzięki czemu można było wykluczyć hipotezę, że napis ukradli zbieracze złomu.
Jak ustaliłem, policja analizuje obecnie trzy dominujące hipotezy na temat kradzieży. Po pierwsze, że kradzież to prowokacja np. organizacji faszystowskich. Po drugie, że dokonał jej ktoś związany kiedyś z muzeum - mieszkaniec Oświęcimia lub okolic. Mogła to być np. forma zemsty. Trzecia hipoteza mówi, że była to kradzież zlecona przez szalonego kolekcjonera.
Nad sprawą cały czas pracuje kilkudziesięciu policjantów. W śledztwie wykorzystywany jest też specjalny program do analizy kryminalnej.