"Jeśli zostanę szefem państwa, to natychmiast wycofam nasze wojska z Afganistanu" - powiedział faworyt wiosennych wyborów prezydenckich socjalista Francois Hollande. Podczas pierwszego wielkiego mityngu przedwyborczego przypomniał o śmierci czterech Francuzów w prowincji Kapisa, na północ od Kabulu. Wojskowi zginęli w czwartek.
Kandydat opozycyjnej Partii Socjalistycznej i główny rywal wyborczy prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego oddał hołd poległym żołnierzom, mówiąc, że "ich poświęcenie budzi szacunek całego narodu". Przypomniał też, że 10 lat popierał zaangażowanie Francji w operację afgańską.
Ale trzeba powiedzieć jasno (...), że nasza misja w Afganistanie jest skończona- podkreślił Hollande, twierdząc, że "nadszedł czas na decyzję o wycofaniu wojsk. Zagwarantuję, że ten odwrót przebiegnie sprawnie, tak aby nie zagroziło to życiu żadnego z naszych żołnierzy - zaznaczył.
W piątek Hollande wyraził wolę wycofania żołnierzy francuskich z Afganistanu "jak najszybciej to możliwe, najpóźniej pod koniec 2012 roku, we współdziałaniu z sojusznikami".
Dzień po czwartkowym ataku prezydent Sarkozy ogłosił, że Francja zawiesza wszystkie operacje wojskowe w Afganistanie. Szef państwa zapowiedział, że jeśli warunki bezpieczeństwa w tym kraju wyraźnie się nie poprawią, to pojawi się kwestia wcześniejszego wycofania stamtąd sił francuskich. Dotychczas terminem ich wycofania był rok 2014.
Od początku zaangażowania się Francji w konflikt w Afganistanie zginęło tam 82 Francuzów.