Zapadła decyzja o wszczęciu postępowania przeciwko Polsce, Czechom i Węgrom. Została ona zapisana w raporcie KE nt. realizacji programu przymusowej relokacji uchodźców z Grecji i Włoch oraz przesiedleń. Podczas kolegium ogłosił to Jean-Claude Juncker, a komisarze przyjęli jego dokument bez dyskusji - ustaliła dziennikarka RMF FM Katarzyna Szymańska-Borginon.
W tym 9-stronicowym raporcie, który zdobyła dziennikarka RMF FM, w aneksach zamieszczono tabele, z których wynika, że Polska nie przyjęła ani jednego uchodźcy. W dokumencie czytamy: "Pomimo powtarzanych wezwań Czechy, Węgry i Polska naruszyły swoje prawne zobowiązania wynikające z decyzji Rady (chodzi o decyzję o podziale uchodźców pomiędzy kraje UE z września 2015 roku, Polska pod rządami Ewy Kopacz zgodziła się na przyjęcie około 7 tys. uchodźców - przyp.red.) oraz - zobowiązania wobec innych krajów członkowskich".
Dalej KE wyjaśnia: "W związku z tym i na podstawie poprzednich raportów nt. realizacji relokacji i przesiedleń, KE zdecydowała rozpocząć procedury o naruszenie prawa przeciwko tym 3 krajom".
Wcześniej KE wyjaśnia, że Austria też nikogo jeszcze nie przyjęła, ale w maju zgłosiła zamiar przyjęcia 50 uchodźców z Włoch. KE podaje natomiast, że swoje zobowiązania w całości wypełniły - lub są bardzo blisko - Malta, Norwegia, Łotwa, Estonia i Finlandia.
Komisja Europejska twierdzi, że "dodatkowy wysiłek" wszystkich krajów UE pozwoliłby osiągnąć cel zamierzonej relokacji. Twierdzi, że można zauważyć "pozytywny trend" w realizacji tego programu. "Węgry, Polska, Czechy są jedynymi krajami, które nie zmieniły swojego stanowiska i nie zgłosiły zamiaru ani nie relokowały uchodźców, łamiąc prawne zobowiązania" - napisano w dokumencie.
Polska może stanąć przed unijnym Trybunałem Sprawiedliwości z powodu nieprzyjmowania uchodźców. Europa nie polega tylko na tym, że prosi się o pieniądze - powiedział Dmitri Awramopulos, unijny komisarz ds. migracji. Mam nadzieję, że rządy tych trzech krajów (Polski, Czech i Węgier - PAP) przemyślą swoje stanowisko. To moment, żeby pokazać praktyczną solidarność wobec zdesperowanych ludzi, ale też innych krajów członkowskich - dodał.
Kar możemy się spodziewać nie wcześniej niż za 4-5 lat, ale mogą to być kary wielomilionowe, rzędu 250 tysięcy euro za dzień niepodporządkowania się unijnemu prawu.
Decyzja Brukseli oznacza także problem polityczny - pogorszenie się relacji Warszawa-Bruksela i pogłębienie podziału Unii Europejskiej. To może być także argument wykorzystywany podczas negocjacji ws. kolejnego budżetu UE.
Wspierany przez Berlin szef Komisji Europejskiej Jean-Claude Juncker już ogłosił, że trzeba uzależnić wypłaty od przyjmowania uchodźców. Jak zauważa nasza korespondentka, to KE przedstawia projekt budżetu, a Niemcy wpłacają do niego najwięcej.
Wiceszef MSZ Konrad Szymański w rozmowie z PAP zapowiedział, że Polska jest gotowa do obrony swoich racji przed Trybunałem Sprawiedliwości.
Zwrócił jednocześnie uwagę, że "fundamentalne problemy" z wykonaniem błędnych - jego zdaniem - decyzji z września 2015 roku odnotowały "wszystkie państwa UE".
Decyzja KE może nas oddalać od wypracowania koniecznego kompromisu politycznego dotyczącego polityki migracyjnej. Może też pogłębić podziały w ramach UE - podkreślił wiceszef MSZ.
Szanujemy tę decyzję KE, ale nie zgadzamy się z nią, ponieważ od samego początku rząd PiS, rząd Beaty Szydło mówił, że przymusowa relokacja nie jest dobrym rozwiązaniem kryzysu migracyjnego, co pokazały ostatnie miesiące i lata - powiedział rzecznik rządu Rafał Bochenek.
Każda kolejna decyzja o relokowaniu migrantów zachęca kolejne tysiące, a nawet miliony osób, by do Europy przypływać, by wsiadać na łodzie i pontony i ryzykować swoje życie - dodał. Podkreślił także, że dziś "trzeba przede wszystkim uszczelnić granice, przeznaczać środki na pomoc humanitarną, co robi polski rząd od samego początku".
Jeszcze przed ogłoszeniem decyzji KE, do sprawy odniósł się prezydent Andrzej Duda. Podkreślał, że Polska jest krajem otwartym, ale zaznaczył, że nie zgadza się z tym, by "ludzi do Polski przywożono siłą", ponieważ to w sposób jednoznaczny oznaczałoby, że Polska zmuszona byłaby ich również "siłą zatrzymywać".
(az)