Areszt, potem więzienie, zajęcie majątku – to wszystko grozi posłowi Andrzejowi Pęczakowi jeśli uda mu się udowodnić łapownictwo. Prezydium klubu SLD już wykluczyło podejrzanego ze swojego grona.
Samo przyjęcie luksusowego samochodu jest również przestępstwem, ale mniejszego kalibru. Teraz wszystko zależy więc od prokuratury, która musi zamienić wiedzę ze słynnych już stenogramów, gdzie mowa jest o dodatkowych dietach dla posła i prezentach dla vipów na „twarde dowody”.
Zdobycie jednak tych „twardych dowodów” nie będzie proste. Potrzebna będzie pomoc Marka Dochnala, który musiałby wyjawić o jakie diety i prezenty chodziło w przypadku Pęczaka. Jeżeli jednak biznesmen zdecydowałby się na wyjawienie takich szczegółów, a honoraria Pęczaka przekroczyłyby równowartość 200 najmniejszych pensji poseł znalazłby się w poważnych opałach.
Tu już nie chodzi tylko o więzienie, ale jak podkreśla profesor Janusz Kochanowski również o majątek: Zakłada się domniemanie, że majątek, który jest w posiadaniu sprawcy w momencie popełnienia przestępstwa jest korzyścią która osiągnął. To cały majątek jeśli nie udowodni legalności jego nabycia. Majątek posła jest spory. Obliczyliśmy, że samochody, dom, obligacje i oszczędności warte są niemal 2 miliony złotych.
To nie pierwsze zetknięcie posła Pęczaka z prokuratura. Afery i skandale to jego specjalność. Kiedy był wojewodą przejął od Skarbu Państwa atrakcyjny grunt w Łodzi po zaniżonej cenie i mimo obietnic do dziś działki tej nie oddał. Pod lupą znalazły się też niektóre prywatyzacje wojewody Pęczaka.
Później urzędując w Ministerstwie Skarbu dbał o interesy Sobiesława Zasady, bo rodzina Pęczaka miała akcje firmy. Były też podejrzenia, że wziął łapówkę od firmy, która w Łodzi chciała wybudować hipermarket. Miał też wyłudzać od podłódzkich biznesmenów pieniądze na SLD i klub piłkarski Widzew. Wreszcie afera w Wojewódzkim Funduszu Ochrony Środowiska – prokuratura potwierdza, że były eseldowski baron stał za milionowymi defraudacjami w funduszu. To był początek końca Pęczaka...