Dzisiejsza prasa sporo miejsca poświęca zachowaniu Włodzimierza Cimoszewicza przed orlenowską komisją śledczą. Sobotnia konfrontacja marszałka Sejmu ze śledczymi trwała zaledwie 20 minut.
W sobotę marszałek zarzucił 7 członkom komisji stronniczość i zażądał wykluczenia ich z przesłuchania; powołując się na przepisy ustawy o komisji, stwierdził, że rozstrzygnąć ma to Prezydium Sejmu. Po czym uznał przesłuchanie za zakończone. Zabrał teczkę i wyszedł. Posłuchaj relacji reportera RMF Tomasza Skorego:
Takie zachowanie nie spodobało się większości Polaków - wynika z sondażu \"Gazety Wyborczej\". 58 proc. badanych źle oceniło zachowanie Cimoszewicza. Co więcej - 54 proc. uważa, że notowania prowadzącego aktualnie w przedwyborczych sondażach marszałka Sejmu po tej zagrywce spadną.
A o co chodziło w tej zagrywce? W dowcipnym felietonie w tygodniku \"Wprost\" Maciej Rybiński tak streszcza sobotnią awanturę marszałka Sejmu przed komisją śledczą: Pan Włodzimierz Cimoszewicz oświadczył, że nie pozwoli się przesłuchiwać przez osoby nie popierające jego kandydatury w wyborach prezydenckich. Gdyby przesłuchującymi byli zwolennicy Cimoszewicza, to oczywiście chętnie poddałby się badaniom - dworuje sobie Rybiński.
Przypomnijmy. Na 26 lipca sejmowa orlenowska komisja śledcza wezwała Włodzimierza Cimoszewicza na ponowne przesłuchanie. Śledczy zapowiadają także wniosek do Sądu Okręgowego w Warszawie o ukaranie marszałka Sejmu karą porządkową za samowolne opuszczenie sobotniego posiedzenia komisji. Maksymalna kara to 3 tysiące złotych.