Prokuratura przyjrzy się interesom prowadzonym przez Agencję Rozwoju Regionalnego w Bydgoszczy. Stworzona za pieniądze podatników ARR w założeniach miała pomagać drobnym przedsiębiorcom, w rzeczywistości roztrwoniła pieniądze na pożyczki dla kolegów prezesów agencji.
Z 12 kredytów 10 nie zostało spłaconych, a zarząd agencji nie zrobił nic, by pieniądze odzyskać. Udziałowcami ARR są w większości samorządy. Firma formalnie dalej działa, choć od wielu miesięcy w jej siedzibie panuje głucha cisza.
Agencję może zlikwidować zgromadzenie wspólników, nie może się ono jednak zebrać bez oficjalnej decyzji, a tej nie ma kto podjąć. Pisma do zarządu, które rozsyła jeden z udziałowców – miasto Bydgoszcz ma 15 proc. udziałów – trafiają w próżnię. Poczty nikt nie odbiera, a drzwi ARR są zamknięte na głucho. Jak ustalił reporter RMF, ostatni raz widziano tam pracowników agencji w... październiku.
Nowe władze, tak jak poprzedni zarząd, czują się bezkarne. Urząd marszałkowski, największy udziałowiec, chyba nie interesuje się losami ARR. Trudno znaleźć tam osobę dobrze znającą firmę. Marszałek województwa ma w niej 40 proc. udziałów.
Ja się na co dzień tymi sprawami nie zajmuję. Jestem zdziwiony, dlaczego pan do mnie z tym dzwoni - to typowa wypowiedź urzędników marszałkowskich, jaką słyszał bydgoski dziennikarz RMF. Jeśli więc tak wyglądał nadzór akcjonariuszy przez ostatnie kilka lat, to nic dziwnego, że ARR roztrwoniła ponad 600 tys. złotych. Sprawę kredytów wyjaśnia prokuratura.
foto RMF
12:15