USA liczą na to, że w obliczu wojny z Irakiem kraje arabskie zachowają się podobnie, jak podczas wojny o Kuwejt, czy operacji w Afganistanie. Wówczas poparcie dla amerykańskich planów było spore. Teraz jednak większość krajów arabskich nie chce jednoznacznie poprzeć USA. Radykalniejsza jest "arabska ulica", która za wroga uważa USA, nie Irak – donoszą specjalni wysłannicy RMF w rejon Zatoki.
Największego poparcia, w tym militarnego, Stanom Zjednoczonym udzieliły: Bahrajn i Kuwejt, które udostępniły Amerykanom swoje bazy.
Amerykańskie bazy w rejonie Zatoki Perskiej - mapa
Jednak pozostałe kraje rejonu Zatoki Perskiej – delikatnie mówiąc – zachowują się schizofrenicznie. Arabia Sudyjska na przykład deklaruje, że chce pokoju, ale sugeruje Husajnowi aby ustąpił i pozwala Amerykanom lokować wojsko w swoim kraju. Podobnie zachowuje się, usiłująca zachować neutralność i dystans, Jordania.
To jednak jest wielka polityka, a na "arabskich ulicach" słychać głównie przeciwników wojny. W 4-milionowym Ammanie, stolicy Jordani, dokąd dotarli reporterzy RMF, blisko połowa mieszkańców to Palestyńczycy. Dla nich Waszyngton to najważniejszy sojusznik Izraela, więc tym samym – wróg. Główny powód tej wojny to ropa i strategiczne położenie. I tyle. Absolutnie nic więcej. Wszystko poza tym, to zwykły nonsens - mówi jeden z mieszkańców Ammanu.
Czy sprzeciw "arabskiej ulicy" jest równoznaczny z poparciem dla Saddama Husajna, o tym w relacji specjalnych wysłanników RMF do Zatoki Perskiej Jana Mikruty i Przemysława Marca:
Foto: Jan Mikruta RMF, Amman, Jordania
08:10