Pierwsza ostra walka na słowa w nowym parlamencie. Poszło, zgodnie z oczekiwaniami, o służby specjalne, a raczej o sejmową komisję do spraw tychże służb.

REKLAMA

Chodziło o liczbę i osoby, które zostaną powołane do owej spec-komisji. Prezydium Sejmu zaproponowało skład tymczasowy - pięć osób, w tym cztery z rządzącej koalicji, a skład tymczasowy, bo pozostałe osoby, zdaniem prezydium, nie mają nie mają zezwolenia UOP na dostęp do tajemnic państwowych. Właśnie to rozsierdziło posłów opozycji. „Koalicja chce mieć spokój, kiedy będzie przeprowadzała czystkę w resorcie!” – grzmiał Antoni Maciarewicz. SLD z kolei tłumaczyło, że na certyfikaty się czeka, a działać trzeba, bo sytuacja międzynarodowa jest trudna. Sojusz nawet złożył obietnicę, że będzie dziewięciu posłów w komisji - każdy klub miałby swojego członka, a przewodniczyłaby opozycja. Teraz jednak takich, odpowiednich, ludzi nie ma. Tego ostatniego argumentu nie mogła zrozumieć Platforma Obywatelska – ona ma człowieka z certyfikatem UOP – Konstantego Miodowicza. Problem jednak leży gdzie indziej. Kandydat na szefa UOP powinien zostać zaopiniowany przez sejmową spec-komisję. Gdyby powołać tę komisję w chwili, gdy już wszyscy będą mieli certyfikaty, stałoby się to nawet za trzy miesiące. Do tego czasu nie zostałby zmieniony szef Urzędu Ochrony Państwa. Jak widać koalicji rządzącej w tej sprawie wyjątkowo się spieszyło. Z pierwszej batalii wyszła zwycięsko – jest już sejmowa komisja do spraw spec-służb. Wcześniej Sejm wybrał 18. członków Trybunału Stanu. Znalazło się w nim ośmiu przedstawicieli SLD i Unii Pracy, trzech Platformy Obywatelskiej, po dwóch z Samoobrony, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Prawa i Sprawiedliwości i jeden z Ligi Polskich Rodzin. Członkowie Trybunału są wybierani spoza grona posłów i senatorów na czas kadencji Sejmu.

Foto: RMF

21:25