Skąd wziąć, gdzie ciąć? – to dylematy ministra finansów Jacka Rostowskiego. Nowela ustawy budżetowej jest gorącym tematem trzydniowego posiedzenia Sejmu. Projekt zakłada , że wpływy budżetowe będą niższe od zaplanowanych o ponad 30 miliardów złotych. Prognozowany deficyt to ponad 27 miliardów, o 9 miliardów wyższy od planowanego.
Przeciętny Polak, który na co dzień nie interesuje się takimi zawiłymi kwestiami finansowymi, może już w przyszłym roku odczuć , że to budżet to bardzo konkretna i dotykająca go bezpośrednio sprawa. Wtedy właśnie okaże się, że tegoroczny budżet, i tak łatany grubymi nićmi, był ostatnim, który dało się zacerować cięciami wydatków i zwiększaniem deficytu. Minister Rostowski mówi wprost, że przygotowuje warianty podwyżek podatków. Trzecia stawka PIT, wyższa akcyza, podniesienie VAT-u, do tego zwiększona składka rentowa. A prezes NFZ-u żąda jeszcze podwyższenia składki zdrowotnej. To realne scenariusze.
Teoretycznie tegorocznej noweli nie odczujemy na własnej skórze, bo brakujące do spięcia budżetu trzy miliardy rząd znalazł w rezerwach. Ale należy pamiętać, że zwiększając deficyt do 27 miliardów, rząd zwiększa nasz garb w postaci długu. By załatać więc dziurę choćby w tegorocznym budżecie, każdy z nas musiałby teraz już wyjąć z portfela ponad siedemset złotych.