Flagowy program mieszkaniowy rządu „Na start” stoi pod znakiem zapytania – twierdzi „Rzeczpospolita”. Prace ostro krytykuje go Lewica. Jeśli programu nie będzie, rynek się ustabilizuje, a ceny mieszkań spadną - informuje gazeta.
Jak pisze "Rzeczpospolita", konsultacje nad programem zostały przedłużone do końca maja. Nieoficjalnie można usłyszeć, że nowy minister rozwoju Krzysztof Paszyk z PSL, który stanął na czele resortu w ramach niedawnej rekonstrukcji rządu, "ostateczne decyzje co do losów całego projektu podejmie później".
W tej chwili żaden wariant projektu nie jest przesądzony. Nadal nieobsadzone pozostaje stanowisko wiceministra rozwoju ds. budownictwa, zwolnione przez Krzysztofa Kukuckiego z Lewicy, który został prezydentem Włocławka - informuje "Rzeczpospolita".
Szum informacyjny, niepewność. Sytuacja jest dziwna, nikomu nie służy. Deweloperzy nie wiedzą, co, kiedy, komu i na jakich warunkach mogą zaoferować. Nie wiedzą, na jak długo mogą rezerwować mieszkania. Jeśli programu nie będzie, jakaś liczba umów się "wykolei" - tak sytuację związaną z programem "Na start" opisuje cytowany przez dziennik ekspert Jan Dziekoński, założyciel portalu FLTR.pl.
Dziekoński ostro krytykuje projekt programu, twierdząc, że to "populistyczne i polityczne protezy, które nie rozwiązują problemów mieszkaniowych mniej zamożnych Polaków". Jego zdaniem, zamiast dosypywać pieniądze na rynek, trzeba przede wszystkim opracować systemowy program zrównoważenia popytu i podaży. Wyjaśnia, że można to zrobić, zwiększając nie tylko ofertę mieszkań do zakupu, ale i na wynajem.