Niski wzrost produkcji, wysokie bezrobocie i większy, niż przewidują unijne normy - deficyt budżetowy. Niemiecką gospodarkę trapi poważna choroba. W tarapatach jest kanclerz Gerhard Schroeder, oskarżany o doprowadzenie do takiej sytuacji. Gospodarcze kłopoty Niemiec niestety mogą oddziaływać na inne kraje UE, ale i na Polskę.
Złe nastroje panują nie tylko w małych czy średnich niemieckich przedsiębiorstwach, ale i w wielkich koncernach, które prowadzą działalność na terenie całej Europy. Jeżeli takie firmy jak Telecom, Volkswagen, RWE czy też duże banki nie będą miały szansy na realizację swoich planów, to odczują to oczywiście Europejczycy, m.in. Polacy. Wszak 20 proc. całej unijnej gospodarki to Niemcy, to musi mieć przełożenie na inne kraje.
Oszczędności oznaczają mniejsze inwestycje i obniżenie zatrudnienia. Nie można też zapominać, jak ważny dla Polski jest eksport – brak zbytu nad Odrą może sprawić wielu firmom poważne kłopoty.
Kanclerz ma bardzo trudne zadanie, bo płaci on nie tylko za swoje błędy, ale i za błędy poprzedniego rządu. Za wszystko to jednak on dostaje po głowie - zwłaszcza od opozycji.
Gerhard Schroeder szuka na razie doraźnych rozwiązań. Chce na przykład zwiększyć liczbę małych przedsiębiorców, którzy mogliby zarabiać, płacąc małe podatki, nie bawiąc się w całą księgowość.
Takich drobnych napraw widać wiele, ale kanclerzowi albo brakuje pomysłu, albo odwagi na wielką reformę m.in. systemu zdrowotnego, socjalnego, emerytalnego który pochłania 3/4 rocznego niemieckiego budżetu.
Foto: Archiwum RMF
17:25