Barcelona ma swój Plac Kataloński, Berlin - Pałac Republiki, a Bruksela - europejską dzielnicę. Razem z korespondentami RMF zwiedzmy dziś kilka miast na świecie. Nie będziemy jednak zachwalać ich turystycznych walorów, ale pokażemy miejsca, których... odwiedzać nie warto.
Architektoniczny koszmar straszy w centrum Paryża. To 5-piętrowy, częściowo podziemny labirynt hal targowych, w których każdego dnia tłoczy się blisko milion ludzi. Sklepów jest tyle, że łatwo się zgubić, brakuje dziennego światła, a pod wieczór - jak przekonał się korespondent RMF Marek Gładysz - cały kompleks tonie w śmieciach.
20 lat temu nowowybudowane hale targowe miały być symbolem nowoczesności. Z czasem jednak stały się symbolem architektonicznych błędów. Wystarczy zapytać samych Paryżan, którzy oburzeni często nie przebierają w słowach: To mówiąc łagodnie nie jest ładne. Niczego nie można znaleźć, nie ma oznaczeń - skarży się młoda dziewczyna.
To tak ohydne, że robi się niedobrze. Po prostu zero, przykład architektonicznej pomyłki. Nienawidzimy tego kompleksu, który na dodatek śmierdzi. Trzeba byłoby poprosić Amerykanów, żeby to zbombardowali w drodze powrotnej z Iraku - żartuje z kolei dwóch starszych panów.
Bombardowania pewnie nie będzie, ale kompleks ma zostać całkowicie przebudowany. W Paryżu otwarto właśnie wystawę projektów przebudowy hali.
Jeśli planujecie urlop w Katalonii, z pewnością nie ominiecie jej stolicy, czyli Barcelony. Barcelona to jedno z najpiękniejszych hiszpańskich miast. Ma jednak swoje słabe strony. Wszystkie sfotografował i opisał Luis Permanyer - architekt, urbanista i dziennikarz.
Jak powiedział korespondentce RMF Ewie Wysockiej - pierwsze miejsce na jego czarnej liście zajmuje znana na całym świecie Sagrada Familia.
Architekt skrytykował nie pierwotny pomysł Gaudiego, ale powstającą teraz nową część katedry: Gaudi improwizował, nie zostawił planów. To samo powinni robić jego kontynuatorzy. Tymczasem oni jedynie skopiowali i to w złym stylu pomysły słynnego architekta - argumentował Permanyer.
Poszukiwaczowi brzydkiej Barcelony nie podoba się również duży, źle wykorzystany Plac Kataloński – najczęstsze miejsce spotkań oraz rozrzucone po mieście szare bunkry, czyli domy towarowe El Corte Ingles. Jego zdaniem słabością stolicy Katalonii jest przyklejanie do pięknych, zabytkowych kamieniczek brzydkich, współczesnych domów mieszkalnych.
Także Moskwa – to miasto z koszmarnych snów architektów. Mieszkańcy miasta mówią, że nowoczesna architektura jaka powstaje w ich mieście to jedna wielka pomyłka. Budynki, które powstały w Moskwie w ciągu ostatnich lat wywołują u mieszkańców niezbyt pochlebne komentarze: W sensie architektonicznym Moskwa jest po prostu brzydka i nijaka. Bierze się to co najgorsze z różnych epok.
To prawda. W stołecznym pejzażu ostatnich lat dominują biurowce i domy mieszkalne ze stalinowskimi wieżyczkami i XIX-wiecznymi kolumnami z domieszką imperialnego rozmachu. Niezbyt udane są także konstrukcje ze szkła i betonu – tak jak ogromna sala koncertowa. To szklany walec z przeźroczystym dachem zwieńczonym kluczem wiolinowym.
Gmach natychmiast zyskał miano szybkowaru: Jest podobny do szklanego garnka z pokrywką, w którym na parze gotują się warzywa. Jeden z zagranicznych architektów ma zamiar wkrótce w centrum miasta zbudować cale osiedle mieszkalne pokrzywionych domów w stylu awangardowym. Metr kwadratowy mieszkania ma kosztować w nim kilkanaście tysięcy dolarów.
Rzym - Wieczne Miasto ze wspaniałymi zabytkami architektury. A pośród nich - jak kwiatek do kożucha - szary blok mieszkalny, zbudowany w latach 80. W Corviale jest tysiąc dwieście mieszkań. Jest okropny, obrzydliwa rzecz. Wydali miliony na takie coś. To więzienie. Była tam pani w środku? Jest cela koło celi - mówi korespondentce RMF Aleksandrze Bajce jeden z mieszkańców.
Budynek widać już z daleka. Jest długi aż po horyzont. Ludzie nazywają go „serpentone”, czyli wąż. Zbudowany z wielkiej płyty, szary, 9-piętrowiec, długi na kilometr nie może być uznawany za piękny. Mieszka nas tu 10 tysięcy osób. Żyje się tu źle. Jest brudno i mieszka tu różny taki element.
Blok zupełnie jak z innej planety wyposażono w 74 windy. Są tam piwnice i parkingi. W co drugim przejściu postawiono drogowskazy, mówiące gdzie znajduje się dana cześć budynku. Mieszkańcy zgodnie uważają swój dom za brzydki, ale doceniają otaczającą go zieleń oraz obecność w kompleksie architektonicznym sklepów, licznych klubów, a nawet kościoła.
Po górującym nad miastem budynku ochrzczonym przez londyńczyków - ze względu na swój kształt - "Erotycznym Ogórkiem" nadchodzi czas prawdziwych gigantów. Przedstawiony właśnie plan zakłada budowę drapacza chmur o wysokości 300 metrów - o kształcie przypominającym wir. Tak też zresztą go nazwano.
Londyn ma jednak także swoje "architektoniczne straszydła". Tuż przy wjeździe na Most Westminsterski, w samym środku najruchliwszego ronda po południowej stronie Tamizy, stoi opuszczone betonowe monstrum. Budynku nie można zburzyć, bo prace sparaliżowałby ruch uliczny. Trudno też poddać go adaptacji, gdyż grozi mu rozsypka. Żelbetowe straszydło ma natomiast doborowe towarzystwo – naprzeciwko stoi nowoczesny terminal EuroExpresu – duma brytyjskiej architektury, 150 m dalej nad Tamizą kręci się „Diabelskie Koło”.
Londyn nie ma i nigdy nie miał naczelnego architekta, który czuwałby nad spójnością zabudowy.
W Berlinie swoim wyglądem - od czasu zjednoczenia Niemiec - straszy Pałac Republiki, dawna siedziba Ericha Honeckera. Rozbiórki budynku domagają się przede wszystkim mieszkańcy zachodniej części miasta. Ci ze wschodu na budynek spoglądają z sentymentem. Pałac to obecnie wielka betonowa bryła – okna zostały zrobione z luster koloru złotego. Od 10 lat budynek stoi pusty i powoli się rozpada. Gmach straszy w samym centrum stolicy. Miasto już przeznaczyło tą działkę na inne cele, jednak brakuje pieniędzy aby przeprowadzić rozbiórkę.
Miejsce, którego nie warto zwiedzać w belgijskiej stolicy to bez wątpienia tak zwana dzielnica europejska. Wydano tam miliardy euro na siedziby dla eurokratów, jednak efekt jest mizerny. Prace remontowe przy siedzibie Komisji Europejskiej trwają już od 10 lat – od kiedy w konstrukcji budynku wykryto rakotwórczy azbest. Natomiast budynek Rady Europejskiej przechodniom kojarzy się raczej z Mauzoleum Lenina – dla uzupełnienia – jego architektem jest Polak.
W Waszyngtonie miejscem, którego podziwiać nie warto jest siedziba ambasady Kanadyjskiej przy Pennsylvania Avenue, blisko budynku Kongresu. Ambasada znalazła się na liście dziesięciu najbrzydszych budynków świata, sporządzonej przez magazyn "Forbes". Sześciopiętrowy gmach wybudowano nakładem blisko 30 milionów dolarów. Mieszkańcy Waszyngtonu chyba już się do budowli przyzwyczaili i nie wydają się bardzo krytyczni.
Amerykanie ze swej strony zrewanżowali się Kanadyjczykom i postawili u nich tak potężną i pancerną z wyglądu ambasadę w Ottawie.
W Warszawie "architektoniczny koszmar" znajduje u zbiegu ulic Grzybowskiej i Waliców. Tuż obok starej, rozpadającej się kamienicy, w pawilonie handlowym sprzed kilkudziesięciu lat, urządzono wiejską gospodę. Zdaniem warszawiaków folk-gospoda zupełnie nie pasuje do tamtego miejsca i nie współgra z otaczającymi ją budynkami. Zgodę na taką zabudowę wyrażają urzędnicy z biura architekta miejskiego. A jest ich... czterystu.