Premier Leszek Miller na wniosek ministra finansów nakazał ministrowi zdrowia obniżenie - podniesionej od tego roku – składki zdrowotnej. Od stycznia płacimy na zdrowie więcej o 0,25 proc., wykładając te pieniądze z własnej kieszeni, bo nie można tej kwoty odpisać od podatku.

REKLAMA

Decydując o reformie służby zdrowia, posłowie postanowili na dodatek, że co roku składka zdrowotna będzie rosnąc o 0,25 proc., aż do poziomu 9 proc., czyli o 1 proc. więcej niż dziś. I właśnie to nie spodobało się wicepremierowi Grzegorzowi Kołodce, który na ostatnim posiedzeniu rządu przedstawił wyliczenia dowodzące szkodliwości takiego rozwiązania. Dlatego minister zdrowia Mariusz Łapiński ma walczyć w Senacie, a potem zapewne w Sejmie o to, by w projekcie ustawy znów znalazł się zapis o niższej składce.

Szef resortu zdrowia - na początku swojego urzędowania - opowiadał się za podniesieniem składki. Teraz jednak ma ograniczone pole manewru zgodnie z zasadą „szef każe, pracownik wykonuje polecenia”. Rzecznik Ministerstwa Zdrowia już zapowiedziała, że minister Łapiński wykona polecenie premiera.

Przekonanie posłów i senatorów nie powinno być trudne, ponieważ do tej pory robili wszystko pod dyktando Mariusza Łapińskiego. O wiele poważniejsze mogą być jednak konsekwencje rządowego niezdecydowania, nie wiadomo bowiem jak płacić podatki, bo obniżenie stawki ubezpieczenia zdrowotnego o 0,25 proc. to de facto obniżenie podatku w trakcie trwania roku podatkowego.

Foto: Archiwum RMF

11:30