Niezmordowany reformator służby zdrowia, Mariusz Łapiński ma kolejny "rewolucyjny" pomysł na to, by część leków potaniała. Tym razem chciałby "ulżyć" emerytom i rencistom. Niektóre lekarstwa najubożsi Polacy mogliby kupować za symboliczną złotówkę.
Ta idea nie jest całkiem nowa. Minister zdrowia anonsował ją jeszcze przed wakacjami. Miał się pod nią podpisać cały rząd. Tak się jednak nie stało. Minister Łapiński, jak się wydaje, nie zyskał poparcia ministra finansów. Poszukał więc innych orędowników w sejmowych ławach, by swój pomysł wcielić w życie znacznie prościej i szybciej.
Pod projektem podpisało się ponad 100 posłów SLD i Unii Pracy. Koncepcja ta budzi jednak szereg wątpliwości. Nie wiadomo, ile ten ukłon w stronę najstarszych Polaków kosztowałby kasy chorych. Takich wyliczeń resort zdrowia jeszcze nie przygotował. Czy Skarb Państwa jest w stanie to udźwignąć? Obaw tych nie podziela reprezentująca wnioskodawców Maria Gajecka-Bożek z SLD, wiceszefowa sejmowej komisji zdrowia.
Mniej entuzjazmu wykazuje prezes Naczelnej Izby Aptekarskiej. O tym pomyśle mówi wprost, że jest zły: Bo to po prostu nie rozwiązuje sprawy. Jeżeli pacjent płaci 2,50 za lek refundowany, to niech tak zostanie. Obniżanie sztucznie do złotówki - moim zdaniem - niesie za sobą bardzo wiele nieprawidłowości, bezcelowe wypisywanie recept, nadużycia, wyłudzania.
Elżbieta Radziszewska z PO, główny sejmowy adwersarz ministra Łapińskiego, nie ma żądnych wątpliwości, że leki za symboliczną złotówkę, to tzw. kiełbasa wyborcza.
foto Archwium RMF
22:55