Minister gospodarki ma dziś rozmawiać z firmami współpracującym ze Stocznią Szczecińską o formie pomocy dla nich. Taką nadzieję mają szefowie 16 dużych zakładów. Z powodu problemów Stoczni musiały one zwolnić lub wysłać na przymusowe urlopy jedną czwartą własnych pracowników.
Trudno na razie powiedzieć, jak na sytuację kooperantów wpłynie upadłość Stoczni Szczecińskiej oraz śledztwo prowadzone przez Prokuraturę Apelacyjną w Poznaniu.
Jedną z firm, które upadająca Stocznia ciągnie za sobą na dno, jest toruński Towimor, produkujący dla Stoczni dźwigi i windy kotwiczne. Zakład znalazł się w tragicznej sytuacji.
Stocznia Szczecińska była większościowym udziałowcem toruńskich zakładów. Od początku roku nie odebrała z Torunia maszyn wartych 12 mln złotych. Szczecin zamawiał w Tomimorze jedną trzecią część produkowanych tam urządzeń. 5 mln złotych zalega także Stocznia Gdynia.
Prezes Towmimoru, Zbigniew Banaszczuk wyjaśnia, że na świecie budowę statków dotuje się, a polskie stocznie nie miały takiego luksusu, choć ich wyroby są znane na świecie. Jeśli Stocznia w Szczecinie nie wznowi produkcji, Towimor będzie musiał przeprowadzić poważną redukcję.
W tej chwili za wcześnie jest mówić o konkretnych rozwiązaniach. Wiele będzie zależało od dzisiejszego spotkania w sprawie sytuacji w Stoczni Szczecińskiej.
W Pomorskiem ze stoczniami kooperuje 16 zakładów - zatrudniają blisko 5 tys. ludzi. Dla wielu z nich już niebawem może zabraknąć pieniędzy na wypłaty. Trójmiejski reporter RMF rozmawiał z prezesem jednego największych tamtejszych zakładów produkujących dla Stoczni, z prezesem ELMOR-u. Posłuchaj, czego oczekuje on po dzisiejszym spotkaniu w resorcie gospodarki:
foto Archiwum RMF
09:25