To premier poleci na szczyt unijny - poinformował wczoraj rzecznik rządu. Do wieczora wyjazd stał pod znakiem zapytania. Rozpatrywane były dwie inne możliwości. Jedną z nich był pomysł, aby zamiast premiera poleciał prezydent.

REKLAMA

Oficjalnie wprost premier stanowiska negocjacyjnego jeszcze nie ogłosił. Przed utajnionym posiedzeniem rządu, na którym dyskutowano nad tym stanowiskiem mówił jednak: Jesteśmy otwarci na każdą racjonalną i merytoryczną dyskusję.

Z języka politycznego na polski można to przetłumaczyć jako zgodę na kompromisową koncepcję rendes-vous. Ustalenia z Nicei wchodzą w życie, a za kilka lat znów nad nimi głosujemy na zasadzie jednomyślności.

Jeśli tego wywalczyć się nie da, Miller ostrzega: Przyjęcie traktatu nie może dokonać się za wszelką cenę. Oznacza to groźbę weta.

Co by było gdyby do Brukseli pojechali jednak Pol lub Hausner? Czy któryś z nich mógłby zastąpić Leszka Millera na czele polskiej delegacji? Pol, nazywany przez niektórych najgorszym ministrem Eurazji od czasów paleolitu, jest najczęściej krytykowanym i chyba najmniej skutecznym członkiem rządu.

Obiecywał i obiecuje autostrady, ale z tych obietnic nic nie wynika. Czy mógłby więc nas reprezentować na szczycie Brukseli: Ja sądzę, że to jest pytanie retoryczne. Koń jaki jest każdy widzi - mówi szef PiS, Jarosław Kaczyński.

Podobnie o ewentualności wysłania Pola do Brukseli mówią też politycy SLD i Platformy Obywatelskiej, z dwojga złego wybierając drugiego z wicepremierów. Porozumiewamy się nieźle z Hausnerem - mówi Janusz Lewandowski, zastrzegając ale najlepiej jeżeli to jest szef rządu.

Gdyby jednak poleciał Hausner, trudno byłoby spodziewać się po nim skutecznych negocjacji. O sukcesach Hausnera trudno mówić. Wicepremier wciąż pisze obiecywane ustawy oszczędnościowe.

11:20