W dość nieoczekiwany sposób wraca pod obrady komisji śledczej badającej sprawę Rywina wątek prezydencki. Do pomysłu przesłuchania prezydenta wróciła posłanka Renata Beger i uzyskała poparcie z nieoczekiwanej strony - od trzech posłów SLD. Przeciwny pomysłowi jest przewodniczący komisji, Tomasz Nałęcz.
Nie znaczy to jeszcze, że prezydent przed komisją na pewno stanie. Jednak po raz pierwszy ze strony posłów Sojuszu płynie sygnał, że prezydenta należałoby jednak w publiczne wyjaśnienia afery Rywina zaangażować. Jednak Szteliga, Lewandowski, Rydzoń chcą to zrobić w białych rękawiczkach: Ze względu na ostatnie zeznania redaktora Michnika, które mogą stawiać głowę państwa w dwuznacznym świetle. Żeby nie zwrócić się do prezydenta z tym apelem, żeby jednak on wyszedł naprzeciw komisji i żeby w dniu dzisiejszym formalnie nie podejmować decyzji w tej sparwie.
Decyzja więc nie zapadła, ale nieformalny apel do prezydenta zawisł w powietrzu. Co ciekawe, jedynym i zagorzałym przeciwnikiem wezwania prezydenta przed komisję okazał się jej przewodniczący, marszałek Tomasz Nałęcz.
W opinii posłów - przede wszystkim opozycji - prezydent Kwaśniewski to ważny świadek. Chodziłoby między innymi o wyjaśnienie sprzeczności w ostatnich zeznaniach Michnika i prezydenta Kwaśniewskiego z prokuratury.
Prezydent zeznał, że 22 lipca 2002 roku - wtedy kiedy padła korupcyjna propozycja – rozmawiał telefonicznie z Michnikiem. Naczelny Wyborczej jednak temu zaprzecza. Drugim powodem przesłuchania prezydenta jest fakt, że jako jedyna osoba zna wersję wydarzeń Lwa Rywina.
13:20