Europa popełniła błąd wychowawczy. W weekend przywódcy strefy euro pożyczyli Hiszpanom 100 miliardów euro na ratowanie banków. Nie zażądali przy tym spełnienia żadnych dodatkowych warunków: żadnych cięć, oszczędności ani zwolnień.
W związku z pożyczką udzieloną Hiszpanii, głos zabrali Grecy. Lider prowadzącej w przedwyborczych sondażach skrajnie lewicowej Syrizy ogłosił, że Grecja powinna być traktowana jak Hiszpania. Pojawiło się pytanie, dlaczego Bruksela, Berlin i Paryż traktują Madryt wyjątkowo łagodnie. Odpowiedź jest boleśnie prosta: w oczy zajrzał im strach.
Gospodarka Hiszpanii jest dwa razy większa niż Grecji, Portugalii i Irlandii razem wziętych. Bankructwo tego kraju oznaczałoby kataklizm.To sprawia, że przywódcy strefy euro bardzo lekką ręką pożyczyli Madrytowi 100 miliardów euro i zapowiadają dalsze wsparcie. Nawet bez dodatkowych warunków. Z Grecją czy Irlandią nie musieli się liczyć, bo to stosunkowo małe kraje.
Nie bez znaczenia jest także fakt, że hiszpański premier Mariano Rajoy grał bardzo twardo. Według dziennika El Mundo, wysłał swojemu ministrowi finansów SMS-a z hasłem "Hiszpania to nie Uganda. Pamiętaj, nie wolno ci się cofnąć". Jak widać - to poskutkowało.
Zabawnie więc brzmią komentarze unijnych polityków. Gospodarczy numer jeden w Europie - unijny komisarz do spraw walutowych Olli Rehn - powiedział, że to dowód na to, iż Europa wspiera Hiszpanię. W tym samym czasie jego rzecznik powiedział, że Madryt musi być traktowany szczególnie, bo raczej nie obniży zadłużenia tak, jak obiecał.
Wniosek z tego jest taki, że najlepsza zabawa z kryzysem jeszcze przed nami. Europejscy politycy dostarczą nam dużo radości. Szkoda, że naszym kosztem.