Ponad połowa Polaków nie chce ustawowych, maksymalnych cen na podstawowe produkty spożywcze - wynika z sondażu United Surveys dla RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej". Nieco mniejszy sprzeciw jest wobec regulowania cen paliw na stacjach benzynowych. Największe poparcie dla takich rozwiązań jest wśród najstarszych osób.
Inflacja w czerwcu wyniosła 15,6 proc. Ceny żywności są wyższe o kilkanaście procent niż w zeszłym roku. W związku z wojną w Ukrainie i suszami w kolejnych miesiącach będzie najprawdopodobniej jeszcze drożej - eksperci spodziewają się dużego skoku cen zwłaszcza na jesieni. W związku z trudną sytuacją nie tylko w Polsce, ale i na świecie, pojawiają się różne pomysły poradzenia sobie z problemem. Niektórzy proponują, by regulować ceny.
United Surveys zapytało Polaków, jak zapatrują się na propozycję wprowadzenia maksymalnych cen na podstawowe produkty spożywcze.
Z badania wynika, że ponad połowa ankietowanych jest niechętna urzędowym cenom. 40,5 proc. zdecydowanie nie zgadza się na takie rozwiązanie, a 19 proc. "raczej nie zgadza się".
Na przeciwnym biegunie jest 31,1 proc., którzy są mniej lub bardziej entuzjastycznie nastawieni do pomysłu maksymalnych cen np. na chleb.
Takie rozwiązanie popierają w szczególności osoby starsze, powyżej 70. roku życia - 54 proc. uznało, że rząd powinien wprowadzić regulowane ceny. Z kolei spośród ankietowanych w wieku 18-29 lat pomysł popiera zaledwie 5 proc.
Ankieterzy zapytali także Polaków o to, czy rząd powinien wprowadzić maksymalne ceny na benzynę i olej napędowy na stacjach benzynowych. Te bowiem także bardzo mocno podrożały, zwłaszcza po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Okazuje się, że takie rozwiązanie popiera nieco więcej Polaków niż w przypadku produktów spożywczych. 39,9 proc. ankietowanych chciałoby regulowanych cen paliw, z czego 26,1 proc. "zdecydowanie zgadza się" na taki pomysł.
Wciąż większość jest przeciwna maksymalnym cenom na benzynę i olej napędowy. 52,1 proc. nie chce takich rozwiązań, z czego 39,9 proc. jest mocno krytyczna.
Rząd jak na razie nie zamierza ustanawiać maksymalnych cen produktów spożywczych czy benzyny. Taki pomysł zaproponował jednak poseł PiS. W styczniu w Polsat News Kazimierz Smoliński stwierdził, że regulowane ceny mogłyby być sposobem na walkę z inflacją.
Chcemy wprowadzić ceny regulowane na artykuły żywnościowe: chleb, cukier, mąkę. Jeżeli inflacja będzie wzrastała, to nawet takie rozwiązanie może zostać wprowadzone - mówił.
Potem tłumaczył, że był to jego "autorski projekt na użytek programu".
Rzecznik rządu Piotr Müller tłumaczył, że takich rozwiązań nie ma na stole i na razie wprowadzane są rozwiązania fiskalne, takie jak obniżki VAT na żywność czy obniżki podatków na paliwa. O tych już jednak, ze względu na rosnącą inflację, zdaje się nikt nie pamiętać.
Ceny regulowane są generalnie uważane przez ekonomistów za bardzo złe rozwiązanie, które może doprowadzić do braków, bo m.in. zniechęca do produkcji towaru, zwłaszcza jeśli cena jest ustalona poniżej kosztów jego wytworzenia. Bardzo często kolejnym etapem takiego rozwiązania jest reglamentacja poszczególnych produktów.
Mimo tych niebezpieczeństw wciąż istnieją kraje, które decydują się na regulowanie cen. W ostatnim czasie zdecydowały się na to m.in. Węgry. Rząd Fideszu w lutym ustanowił maksymalną cenę mąki pszennej, mleka krowiego, cukru, oleju słonecznikowego, udźca wieprzowego i piersi kurzych. Produkty te nie mogą być droższe niż w październiku 2021 roku.
Oprócz tego Węgry regulują także ceny paliw, dzięki czemu w tym kraju płaci się za nie najmniej w Europie (480 forintów za litr, czyli ok. 5,71 zł). W ostatnim czasie wprowadzono jednak ograniczenia - mniej za paliwa płacą tylko kierowcy z węgierskim dowodem rejestracyjnym. Całą resztę - czyli np. międzynarodowych przewoźników - dotyczy już cena rynkowa, która jest znacznie wyższa. Stacje benzynowe mają jednak problemy i wprowadzają limity zakupów paliw.
Innym europejskim krajem, który chciał regulować ceny paliw, była Słowenia. W lutym wprowadzono tam system regulowania marż, jednak w czerwcu z tego częściowo zrezygnowano. Premier Robert Golon tłumaczył, że rząd otrzymał liczne pozwy o odszkodowanie od sprzedawców paliw i uznano, że na dłuższą metę taki system jest nie do utrzymania. Co interesujące - tuż przed likwidacją regulacji na kilku stacjach skończyło się paliwo, gdyż Słoweńcy masowo postanowili zatankować po "starych" cenach.
Ceny paliw częściowo reguluje także rząd w Chorwacji. Na początku lipca na dwa tygodnie wprowadzono maksymalne ceny na stacjach benzynowych poza autostradami. Litr benzyny eurosuper 95 ma kosztować ok. 8,45 zł, a litr oleju napędowego - 8,20 zł.