Korea Północna to twardy orzech do zgryzienia dla prezydenta Stanów Zjednoczonych George’a W. Busha - pisze w najnowszym numerze brytyjski tygodnik „The Economist”. Bush grozi Korei, a ta śmieje się mu w twarz. Możliwe więc, że kryzys północnokoreański osłabi pozycję amerykańskiego prezydenta na arenie międzynarodowej.

Po wystąpieniach, w których prezydent USA zdecydowanie mówił o możliwości ataku prewencyjnego, w przypadku Korei Północnej mówi wyłącznie o dialogu. W jego działaniach widać także niekonsekwencję: mimo że w kwestii Iraku Bush też mówi o możliwości pokojowego rozwiązania, machina wojenna ruszyła już dawno.

Jedyne co może bronić Busha to fakt, że między użyciem siły wobec Iraku i Korei Północnej jest spora różnica. Nie chodzi tu jedynie o bomby atomowe, jakie posiada Phenian; problem polega na tym, że atak na Koreę Północną doprowadziłby

do prawdziwej masakry również na Południu. Seul, stolica Korei Południowej, znajduje się zaledwie kilkanaście kilometrów od strefy zdemilitaryzowanej oddzielającej Północ od Południa.

Jeśli doszłoby do wojny, miasto mogłoby zostać dosłownie zmiecione z powierzchni ziemi przez północnokoreańską artylerię.

Foto: Archiwum RMF

06:15