Niski kurs dolara dla nas oznacza możliwość robienia tańszych zakupów w Stanach Zjednoczonych. Spadek wartości amerykańskiej waluty może na przykład zachęcić do sprowadzenia samochodu zza Oceanu.
Jeśli założymy, że na zakup samochodu chcemy przeznaczyć 15 tysięcy dolarów, mamy dość duży wybór. Za tyle można bowiem dostać roczne lub dwuletnie auto z niezbyt dużym przebiegiem - na poziomie 30-40 tysięcy kilometrów, i do tego dość bogato wyposażone, bo takie lubią Amerykanie. Problemem są tylko duże pojemności silnika i czasami kłopot z dostępem do części zamiennych w Europie. Ale te podobno można pokonać. Za 14 tysięcy dolarów, czyli około 32 tysiące złotych, można kupić dwuletniego zadbanego jeepa liberty o pojemności silnika 3,7 litra.
To naprawdę niedużo za taki samochód. Ale do tego dochodzą kolejne, niemałe opłaty: 10-procentowe cło, akcyza na poziomie 13,6 proc. i wreszcie 22-procentowy VAT. Po przeliczeniu i zsumowaniu wszystkich kosztów cena samochodu podskoczyła do 48 600 złotych. Do tego dochodzą takie koszty, jak opłata recyklingowa – 500 zł, opłata za tłumacza przysięgłego i wreszcie niemałe koszty transportu - w sumie jakieś 53 tysiące złotych.
Tymczasem za taki sam model w Polsce trzeba zapłacić 8 tysięcy zł więcej. Należy jednak pamiętać, że auta w Ameryce mają większe silniki niż w Europie. Tankowanie sprowadzanego ze Stanów jeepa w Europie odczujemy więc boleśnie po kieszeni. Co więcej, mechanicy uważają, że amerykańskie samochody mogą zacząć się wcześniej psuć, bo są obliczone na mniejsze przebiegi.