Polacy uważają, że inflacja jest znacznie wyższa, niż wskazywałyby na to statystyki Głównego Urzędu Statystycznego. Jak wynika z badania United Surveys dla RMF FM i "Dziennika Gazety Prawnej", według Polaków ceny towarów i usług konsumpcyjnych w ciągu roku wzrosły o prawie 30 proc.
Inflacja od kilku miesięcy jest jednym z największych problemów, z jakimi się borykamy. Według Głównego Urzędu Statystycznego w grudniu ceny towarów i usług konsumpcyjnych były wyższe o 8,6 proc. niż przed rokiem. A wiele wskazuje na to, że to nie koniec podwyżek cen.
United Surveys zapytało jednak Polaków, o ile ich zdaniem średnio wzrosły ceny w ciągu ostatniego roku. Średnia ze wszystkich podanych odpowiedzi wyniosła 27,3 proc., czyli ponad trzykrotnie więcej niż statystyki GUS-u.
Wzrosty cen najbardziej odczuli renciści. Według nich ceny wzrosły średnio o 48 proc.
Co ciekawe, gorzej nastawieni są zwolennicy obozu rządzącego (średnia prognoz 27 proc.) niż opozycji (26 proc.).
Sondaż przeprowadzono w dniach 6-7 stycznia metodą telefoniczną CATI na 1000 badanych.
Inflacja sama w sobie jest procesem zmian cen w gospodarce. "Przez inflację rozumie się najczęściej średnie zmiany cen konsumpcyjnych towarów i usług nabywanych przez przeciętne gospodarstwo domowe" - pisze GUS w raporcie "Co warto wiedzieć o inflacji".
GUS zaznacza, że inflacja jest miarą statystyczną odzwierciedlającą tendencje zmian w kosztach utrzymania, jednak nie oznacza ona, że każde gospodarstwo domowe odczuwa ją tak samo. Wszyscy bowiem się różnimy. Osoby przewlekle chore wydają więcej na leki, stąd w przypadku wzrostu cen preparatów, ich odczuwalna inflacja może być większa. Z kolei niezmotoryzowani, niejeżdżący samochodem, prawdopodobnie nie będą się przejmowali cenami benzyny tak mocno, jak taksówkarze czy kierowcy ciężarówek.
GUS swoją statystykę oblicza na podstawie specjalnych książeczek, które otrzymuje i wypełnia ponad 30 tys. losowo wybranych gospodarstw domowych. Wpisują do niej swoje codzienne zakupy i zapisują, ile na co wydali. Dzięki temu GUS wie, co konsumenci kupują i w jakiej ilości. Pozwala to na opracowanie struktury wydatków, na podstawie której tworzy się system wag. No bo np. żywność kupujemy częściej, więc niemiarodajne byłoby traktowanie jej w taki sam sposób jak np. wizyty u stomatologa.
"Z tego badania wiadomo, że rodziny o niskich dochodach przeznaczają stosunkowo wysoki odsetek swoich budżetów na żywność, odzież i utrzymanie mieszkania, a zamożniejsze - wydają więcej na transport, edukację, zdrowie i rekreację" - pisze GUS.
Należy zaznaczyć, że koszyk inflacyjny i zawarte w nim wagi nie są stałe. Zmieniają się bowiem zachowania konsumentów, więc miarę trzeba dostosować do "nowej" rzeczywistości. Na przykład do mini rewolucji w koszyku doszło w 2021 roku. Polacy bowiem, w obliczu pandemii i lockdownów, znacząco zmienili swoje przyzwyczajenia zakupowe. I tak np. w GUS-owskim koszyku wzrósł udział żywności i użytkowania mieszkania, a spadł transportu i restauracji.
Hasło o tym, że coś zdrożało (chleb, owoce, musztarda, cokolwiek istotnego), ale staniały lokomotywy lub tankowce pojawiają się niemal w każdym internetowym wątku o inflacji, jako sprytny bon mot, mający udowadniać, że wskaźnik jest bezużyteczny.
Jak jednak pisaliśmy wyżej, GUS przy badaniu inflacji konsumenckiej sprawdza to, co kupują gospodarstwa domowe. Oczywiście być może istnieje gdzieś w Polsce rodzina ciesząca się z cokwartalnego zakupu nowiutkiej lokomotywy Vectron, jednak nie jest ona na tyle reprezentatywna, by GUS ją uwzględniał.
"Lista reprezentantów do badania cen konsumpcyjnych nie obejmuje (i nigdy nie obejmowała) produktów, które nie są kupowane przez gospodarstwa do celów bieżącego spożycia, czyli tzw. dóbr niekonsumpcyjnych, np. lokomotyw, szyn, tankowców itp. Są one ujęte w innych badaniach statystycznych, jak badanie cen producentów" - napisał GUS.
Inflacja producencka (PPI) także jest oczywiście badana. Publikacja danych za grudzień jest jeszcze przed nami, natomiast w listopadzie wyniosła ona 13,2 proc. Wskaźnik ten jednak nie jest tożsamy z CPI (czyli tym, czym ostatnio żyje cała Polska pod koniec każdego miesiąca). I choć jedno na drugie się przekłada, to nie jeden do jednego.