Prezydent Andrzej Duda spotka się w czwartek z prezesem Narodowego Banku Polskiego Adamem Glapińskim. Będą rozmawiać o nowej ustawie o ograniczeniu i ujawnieniu zarobków w NBP.

Prezes NBP Adam Glapiński chce powiedzieć prezydentowi przede wszystkim, że ta ustawa zaszkodzi bankowi. Sprawi, że ciężej będzie ściągać do banku specjalistów. Inni mogą odchodzić. I to nie tylko dlatego, że ich zarobki będą jawne, ale przede wszystkim będą niższe niż w bankach prywatnych. Do tego niektórzy będą musieli ujawnić swoje oświadczenia majątkowe.

Dla prezydenta najważniejsze jednak będzie, czy ustawa narusza niezależność banku. Prezes Glapiński do tej pory dyplomatycznie sugerował, że tak. Regulacje europejskie mówią, że zmiany w wynagrodzeniach powinny być dokonywane w ścisłej konsultacji z bankiem centralnym, we współpracy z nim i za jego zgodą - mówił wcześniej Glapiński. To może skłonić prezydenta do odesłania ustawy do Trybunału Konstytucyjnego.

Zgodnie z nowymi przepisami, nad którymi pracują właśnie parlamentarzyści, jawne staną się zarobki kadry kierowniczej w Narodowym Banku Polskim. Zapisy ustawy regulować będą także wysokość wynagrodzeń kierownictwa banku: maksymalna pensja np. dyrektorów w NBP nie będzie mogła przekroczyć 60 procent wynagrodzenia prezesa Narodowego Banku Polskiego.

Wszystko to jest pokłosiem pytań o zarobki dwóch współpracownic prezesa NBP Adama Glapińskiego: szefowej Departamentu Komunikacji i Promocji Martyny Wojciechowskiej i dyrektor gabinetu prezesa NBP Kamili Sukiennik. Pod koniec grudnia "Gazeta Wyborcza" podała, że miesięczne zarobki Wojciechowskiej - "wraz z premiami, dodatkowymi dochodami i bonusami" - wynoszą około 65 tysięcy złotych. Bank temu zaprzeczył, ale konkretnych kwot nie ujawniono.

Opracowanie: