„Polska otwiera drzwi dla Unii Europejskiej niszcząc w ten sposób własne firmy”. I wbrew pozorom nie jest to tytuł ze skrajnie prawicowej gazetki, ale ze specjalistycznego medycznego periodyku „Clinica”, który ukazuje się w Wielkiej Brytanii. Chodzi o producentów sprzętu medycznego, którzy po wejściu do Unii nie będą mogli sprzedawać własnych wyrobów nawet... w Polsce.
Jest to efekt zaniedbań w trakcie unijnych negocjacji, przypieczętowany nowym, ale – co warto podkreślić - złym prawem farmaceutycznym. W najnowszym numerze „Clinicy” czytamy, że nowa ustawa dopuszczała istnienie dwóch certyfikatów - europejskiego i polskiego, ale podczas prac tę możliwość wykreślono.
Zostały tylko certyfikaty europejskie, które dla polskich producentów są nieosiągalne. Polskie firmy nie mają więc innego wyjścia, jak starać się o okres przejściowy w... Polsce.
A co na to nasi negocjatorzy? Trudno powiedzieć, bo szefowa Komitetu Integracji Europejskiej Danuta Hübner o kłopotach polskich firm dowiedziała się od dziennikarzy. Kilkanaście dni temu utrzymywała, że okres przejściowy istnieje i wynosi 5 lat. Wczoraj mówiła już o 3 latach.
Dzisiaj natomiast po interwencji dziennikarzy na jej biurko trafiło pismo od pracowników KIE, czyli podwładnych pani minister, którzy przyznali ,że takiego okresu po prostu nie ma. Jego brak dla producentów sprzętu medycznego oznacza katastrofę.
Nasi negocjatorzy muszą w sposób natychmiastowy uwzględnić ten problem. Jeżeli tego nie zrobią, to na ulice wyjdzie następne tysiące bezrobotnych - mówi Krzysztof Raczyński prezes firmy, która jako jedyna w Europie produkuje protezę kości czaszki i dodaje, że żadnego z około tysiąca polskich producentów nie stać na unijny certyfikat, który kosztuje dziesiątki tysięcy dolarów za jeden tylko produkt. A nie stać ich nie dlatego, że firmy źle prosperują, a dlatego, że czekają na pieniądze z polskich szpitali i tak kółko się zamyka.
22:40