Dziś możemy się cieszyć i tankować do pełna. Od ponad miesiąca ceny paliw na stacjach spadają i ta tendencja powinna się jeszcze utrzymać, mimo wchodzącego lada dzień embarga na rosyjską ropę. Jednak od nowego roku czekają nas podwyżki i to znaczne. Może być też problem z dostępnością diesla.
Od połowy października ceny zarówno benzyny, jak i diesla spadają. W miesiąc, w zależności od stacji, ok. 30-40 groszy na litrze. Dziś, według danych e-petrol.pl, litr oleju napędowego średnio kosztuje 7,79 zł, a za litr bezołowiowej benzyny Pb 95 trzeba zapłacić przeciętnie 6,59 zł. Cena autogazu utrzymuje się poniżej 3 złotych.
Wiemy, że już są takie miejsca w kraju, gdzie za paliwa płacimy zdecydowanie poniżej średniej krajowej - mówi w RMF FM analityczka BM Reflex Urszula Cieślak. Dla oleju napędowego są to ceny nawet poniżej 7,40 zł za litr, podobnie benzyna, i taka sytuacja pewnie będzie kontynuowana w kolejnych dniach, i być może tygodniach.
Cena baryłki ropy BRENT przeżyła dwa załamania tylko w tym tygodniu. W poniedziałek, po spekulacyjnych informacjach o tym, że kraje zjednoczone w kartelu OPEC+ mają zwiększyć wydobycie, cena baryłki spadła w ciągu kilkudziesięciu minut z 88 do 83 dolarów, a jeszcze na początku listopada te wartości były bliskie 100 dolarów. Po zdementowaniu przez Saudyjczyków informacji o zwiększeniu podaży, cena baryłki BRENT wróciła do początkowego poziomu. Ale dziś znów mieliśmy tąpnięcie. Z prawie 90 dolarów na 85 dolarów. Powodem są nastroje inwestorów, którzy oczekują na międzynarodową decyzję o ustaleniu maksymalnej ceny rosyjskiej ropy, oceniają też ryzyko światowej recesji. To oznacza, że wkrótce te spadki powinny przełożyć się na nasze portfele. Swoją rolę gra też polska waluta. Dziś dolar amerykański kosztuje 4 zł 53 gr, ponad 30 groszy mniej niż przed miesiącem.
Umocnienie złotego pomaga obniżkom cen paliw na krajowym rynku hurtowym, stąd mamy ceny najniższe od początku października, widzimy też, sukcesywny spadek cen paliw na stacjach, natomiast on nie odzwierciedla jeszcze spadków cen na rynku hurtowym - mówi analityczka BM Reflex i zaznacza, że w kolejnych dniach ceny na stacjach paliw powinny spadać, ale długofalowo ciężko cokolwiek przewidzieć.
Ten rynek będzie niestety w najbliższym czasie wrażliwy i będzie bardzo gwałtownie reagował na różnego informacje, nawet bardziej na te o charakterze spekulacyjnym, niż realne decyzje dotyczące podaży surowce - przewiduje Urszula Cieślak.
Za niespełna dwa tygodnie, 5 grudnia, ostatecznie wejdzie częściowe embargo na rosyjska ropę. Nie będzie można do Unii Europejskiej sprowadzać rosyjskiego surowca tankowcami, wciąż aktywne pozostaną transporty lądowe, rurociągi.
To oczywiście jest też czynnik, który wspiera ceny ropy na wyższym poziomie, jednak jest to decyzja, o której rynek wiedział od wielu tygodni, a więc sam fakt wprowadzenia embarga jest już zdyskontowany w cenach surowca - zauważa analityczka.
To oznacza, że po 5 grudnia nie powinno dojść do drastycznego, skokowego wzrostu cen ropy. Bo już dziś tak naprawdę płacimy za to embargo, zgadza się z tym ekspertka.
To, że dzisiaj płacimy drożej za surowiec i paliwa, to jest właśnie efekt dywersyfikacji dostaw. W dużym stopniu kraje europejskie są przygotowane na 5 grudnia, ale wiemy, że tak naprawdę dopiero pełne odcięcie ropy rosyjskiej pokaże nam, jak jesteśmy do tego przygotowani.
Dopiero w lutym embargo zostanie uzupełnione, o zakaz importu z Rosji paliw gotowych.
Wiele państw chce przed 5 grudnia kupić z Rosji jak najwięcej surowca i paliw, tak by zabezpieczyć odpowiednie zapasy. Po 5 grudnia te dostawy nie będą możliwe, co nie będzie znaczyło, że nie będzie można tej ropy załadowanej już na statki, sprzedawać. Wchodzi tak zwany okres karencji, który będzie obowiązywał do 9 stycznia i będzie jeszcze można tą ropą handlować - mówi Urszula Cieślak.
Dodatkowo kraje G7 oraz Unia Europejska, chcą wprowadzić maksymalną cenę na ropę importowaną z Rosji. Mechanizm powinien zostać wdrożony 5 grudnia, wraz z unijnym embargiem na rosyjską ropę transportowaną drogą morską. Według Wall Street Journal Zachód ma ustanowić cenę importowanej rosyjskiej ropy naftowej na poziomie 60 dol., a decyzję mamy poznać lada dzień. Trudno przewidzieć jak to wpłynie na europejski rynek paliwowy, ale w teorii, jest to czynnik sprzyjający nam, i naszym sojusznikom.
Musimy się przygotować na to, że po nowym roku będzie drożej - mówi mi bez chwili zastanowienia analityczka rynku paliwowego. Jak już zapowiedział rząd - nie ma możliwości przedłużenia tzw. tarczy antyinflacyjnej, a więc niższego obciążenia podatkiem VAT sprzedaży paliw. Od stycznia VAT wraca z 8 proc. do 23 proc.
Z całą pewnością to, że będzie wyższy podatek VAT będzie oznaczało, że będziemy płacić więcej za paliwo mówi Urszula Cieślak.
Jednak eksperci nie spodziewają się, by doszło w pierwszym tygodniu nowego roku do gwałtownego wzrostu cen wyświetlanych na pylonach stacji paliw. Zarówno rząd, jak i prezes narodowego koncernu, zapowiadali, że podjęte zostaną działania, które mają ograniczyć dotkliwość wzrostu, a przynajmniej rozłożyć go w czasie.
W pierwszym okresie będzie to kosztem realizacji własnej marży, czy to rafineryjnej czy detalicznej, żeby ten skutek nie był tak gwałtowny, żeby to wejście w nowe obciążenie podatkowe było jak najmniej odczuwalne dla konsumenta, dla kierowcy - zapewnia analityczka BM Reflex.
Ostatecznie, sama podwyżka podatku VAT może podnieść ceny paliw o ok. złotówkę. Ale to nie koniec złych informacji.
Warto podkreślić, że wraz z końcem obowiązywania tarcz antyinflacyjnych, będą musiały też wzrosnąć obciążenia podatkowe, które uznajemy za minimum unijne, czyli jest to suma akcyzy, opłaty paliwowej i opłaty emisyjnej. To wymusi podwyżkę podatku o kolejne ok. 10 groszy na litrze.
A więc połączenie zniesienia tarcz antyinflacyjnych, początku obowiązywania embarga na rosyjską ropę, problemów z podażą oleju napędowego oraz nieprzewidzianych wydarzeń, może doprowadzić do tego, że w styczniu, w lutym będziemy łapali się za portfele, oraz za głowy, tankując na stacji paliw.
Światowe zapasy oleju napędowego się kurczą. W Stanach Zjednoczonych nie były tak niskie od 40 lat. W europejskich magazynach również więcej wolnej przestrzeni, niż zalanego paliwa. Nie ma co liczyć, że różnica w cenie diesla i benzyny się zmniejszy - zapowiada Urszula Cieślak.
Ta różnica, która jest między tymi paliwami będzie utrzymana. Przy czym diesel będzie najbardziej wrażliwy na wszelkiego rodzaju wahania cen surowca. Do momentu kiedy będzie trwałą wojna, ta sytuacja będzie pozostawała negatywna, napięta. Niski poziom zapasów świadczy o tym, że rzeczywiście mówimy tu też o skutkach niedoboru diesla z Rosji. Biorąc pod uwagę, że ON inaczej niż benzyna, jest wykorzystywany przez transport, przez wojsko, to dziś w sytuacji kiedy mamy duże zapotrzebowanie na olej napędowy w Ukrainie, to musimy się liczyć z tym, że to paliwo będzie pozostawało droższe - kończy analityczka.