Projektu ustawy nie ma, ale sama zapowiedź nowego podatku sprawiła, że na warszawskiej Giełdzie Papierów Wartościowych zanotowano rekordowe spadki. Chodzi o podatek od nadmiarowych zysków firm. Najpierw mówił o nim Jacek Sasin, potem także premier i prezes PiS-u.

Projektu ustawy o podatku od nadmiarowych zysków nie ma, ale dziennikarz RMF FM Roch Kowalski usłyszał w poniedziałek w Ministerstwie Aktywów Państwowych, że stworzenie przepisów to teraz najwyższy priorytet, a finał tych prac powinien nastąpić w środę.

Jak się więc okazuje, zaczęło od ogólnej zapowiedzi, którą wicepremier Jacek Sasin wygłosił w telewizyjnym wywiadzie. Ta zapowiedź rozedrgała giełdę i przyczyniła się do spadku notowań do poziomu z marcu 2020 roku, czyli po wybuchu epidemicznej paniki.

Projektu ustawy nie ma, a co za tym idzie, to - kogo obejmie nowy podatek, w jakiej będzie wysokości i kiedy wejdzie w życie - trzeba wnioskować z pojedynczych zdań wygłaszanych przez kolejnych polityków. Nic więc dziwnego, że rynek reaguje niepokojem - zauważa dziennikarz RMF FM.

Ministerstwo Aktywów Państwowych przesłało do rządu jedynie założenia do projektu ustawy. Pisze w nich, że podatek obejmie wszystkich poza mikro, małymi i średnimi przedsiębiorcami. Będzie wynosić 50 proc. od nadmiarowych zysków osiągniętych wskutek nadwyżki marży.

Minister Jacek Sasin ogłosił, że podatek ten ma przynieść do budżetu ponad 13 miliardów złotych. Pieniądze mają zostać przeznaczone na łagodzenie skutków wzrostu cen energii - napisał w sobotę na Twitterze wicepremier i minister aktywów państwowych.

Podatek od nadmiarowych zysków spółek, głównie energetycznych, to propozycja pojawiająca się w wielu miejscach na świecie. Taką daninę wprowadziły Włochy, Węgry i Wielka Brytania, zastanawiają się nad nią Niemcy, a Bruksela proponuje ją na poziomie całej Unii Europejskiej.

Także w Polsce już wielokrotnie mówiono o możliwości wprowadzenia takiego podatku. Proponował go nie tylko obóz rządzący, ale także opozycja, np. LewicaPolitycy Koalicji Obywatelskiej z kolei często wskazywali na wysokie zyski spółek Skarbu Państwa i sugerowali, że firmy te powinny w jakiś sposób "podzielić się" z obywatelami, np. poprzez obniżenie cen usług.

Co da nam nowy podatek? W rzeczywistości - dość niewiele. Choć prognozowane 13,5 mld zł wpływów brzmi dumnie, to należy przypomnieć, że na tzw. tarczę antyinflacyjną (czyli obniżkę podatków na energię, paliwa i żywność) rząd wydaje ok. 40 mld zł rocznie, na dodatek węglowy 11,5 mld zł, a zapowiadane rozwiązania dotyczące ustabilizowania cen energii do 2 tys. kWh będą kosztować 30 mld zł. Do tego dochodzą tegoroczne dwie fale obniżek podatków (najpierw Polski Ład, a potem obniżka PIT do 12 proc.), na czym budżet stracił kolejne miliardy zł. Wpływy z podatku od nadmiarowych zysków to więc kropla w morzu potrzeb.

Danina jest natomiast złą informacją dla oszczędzających w ramach Pracowniczych Planów Kapitałowych. Zgodnie bowiem z wymogami, co najmniej 70 proc. środków musi być lokowanych w Polsce. Oznacza to więc inwestowanie głównie w obligacje skarbowe oraz akcje spółek wchodzących w skład WIG20, czyli m.in. spółki Skarbu Państwa. I te ostatnie oberwą propozycją rządu, a wraz z nimi - oszczędności w PPK.

Istotna jest też kwestia rozwoju polskich spółek. W rozmowie z Krzysztofem Ziemcem w RMF FM minister finansów Magdalena Reczkowska mówiła, że przy wprowadzaniu podatku od nadmiarowych zysków "trzeba być ostrożnym"Pozbawienie firm energetycznych pieniędzy oznacza mniejsze inwestycje w przyszłości, a tego, czego byśmy nie chcieli, to zatrzymania transformacji energetycznej - mówiła.