Szczaw, jagody, grzyby i chleb z darów - właściwie tylko to jedzą rosyjscy marynarze od siedmiu lat koczujący w Gdyni w stoczni Nauta. Armator ich statku zbankrutował. Jeśli zejdą z pokładu - stracą szanse na odzyskanie swoich pieniędzy.
Marynarze z „Gasgana” nie wiedzą kiedy odbędzie się druga licytacja, a licytacja to jedyna szansa na odzyskanie wynagrodzeń. Pierwsza już się odbyła, ale nie znalazł się chętny na zakup jednostki, teraz trzeba czekać na kolejną. Marynarze nie wierzą już w żadne zapewnienia. Kilku z nich wróciło już do Rosji. Jeden z marynarzy ożenił się z Polką i nie chce nawet myśleć o „Gasganie”.
Na statku wciąż jest 7 marynarzy. Ich interesu broni Andrzej Kościk z Międzynarodowej Federacji Transportowców: Nie znam innego przypadku podobnego, gdzie załoga statku tak długo pozostaje na burcie. Inspektor mówi również, że marynarze mają bardzo małe szanse na odzyskanie pieniędzy, gdyż wartość statku jest niska i już w tej chwili nie jest w stanie pokryć wszystkich zobowiązań finansowych.
Inspektor niewiele może zrobić. Armator zbankrutował i porzucił statek. Wszystkie procedury prawne trwają lata, a w portach Gdańska i Gdyni cumuje kilka takich porzuconych statków. Ich załogom zabrakło jednak determinacji i po roku wyjechali.
Marynarze z „Gasgana” będą walczyli do końca, pod warunkiem, że nie zostaną deportowani – w lipcu kończą się im wizy.