Taniejąca ropa, niemożność prowadzenia normalnej działalności gospodarczej, pakiet pomocy polskiego rządu. Jak koronawirus wpływa na polską i światową gospodarkę? O tym doktor Bartłomiej Biga z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie opowiadał naszej dziennikarce Marlenie Chudzio.
Marlena Chudzio: Jak zmieniają się rynkowe mechanizmy w takim czasie jak teraz?
Doktor Bartłomiej Biga: Zasadniczo pozostają takie same, ale na pewno nie potrafimy wszystkiego wytłumaczyć przy ich pomocy. Zobaczmy chociażby na te produkty, na które kupujący w ostatnim czasie tak bardzo się rzucili. Rzeczywiście, gdyby miał działać mechanizm rynkowy, to ceny tych produktów powinny wzrosnąć o kilkadziesiąt albo kilkaset procent, wszędzie. Natomiast takie rzeczy działy się stosunkowo rzadko. Mało kto próbował wykorzystywać tą trudną sytuację przejściowych problemów z zaopatrzeniem i tak drastycznie podnosił ceny. W większości miejsc ceny pozostały na zbliżonym poziomie jak wcześniej, więc mechanizm rynkowy tutaj nie zadziałał. W tym sensie, że nie wystrzeliły te ceny tak bardzo w górę, jak wystrzelił popyt w pewnym momencie. To dobrze świadczy o sprzedających, którzy rozumieją to, o czym mówią ekonomiści behawioralni, że takie wykorzystywanie trudnych, skrajnych sytuacji do tego, żeby w krótkim czasie bardzo wiele zarobić, na dłuższą metę się po prostu nie opłaca. Kupujący zapamiętają tę sytuację i później odwdzięczą się mniejszymi zakupami, kiedy już wszystko dojdzie do normy.
A dlaczego tak szybko pojawiają się problemy? To tylko dlatego, że Polacy zamknęli się w domach?
To pokazuje kruchość naszej ekonomii. Czasami ulegajmy takiemu złudzeniu, że nasza gospodarka światowa jest oparta na solidnych fundamentach, że to jest jakiś stan bliski równowadze i że w zasadzie jesteśmy odporni na większość kryzysów, które jesteśmy sobie w stanie wyobrazić. A później przychodzi coś, co wszystkich nas tak bardzo zaskakuje i pokazuje, że jednak cała ta układanka jest bardzo, bardzo krucha. To, co zresztą ostatnio obserwowaliśmy, czyli przejściowe braki w zaopatrzeniu, to też wynik tego, jak funkcjonują dzisiejsze sieci sklepów.
Większość z nich w normalnych czasach stara się tak optymalizować swój łańcuch dostaw, żeby produkty nie leżały zbyt długo na magazynie, tylko żeby trafiały od razu do tego sklepu, gdzie mają być sprzedawane, w tym momencie, kiedy są potrzebne. Kiedy sytuacja jest stabilna, da się dość łatwo przewidzieć, gdzie, co jest potrzebne i tam się to dowodzi. Natomiast problem jest taki, że kiedy cokolwiek zachwieje to, czy to nagle troszeczkę więcej ludzie kupią niż zwykle, czy pojawi się jakiś problem, choćby bardzo przejściowy w tym łańcuchu, to pojawiają się też puste półki w tych sklepach i to jest początek jakiejś paniki.
Na szczęście okazało się, że zachowano pewną elastyczność i dość szybko udało się uruchomić dodatkowe, alternatywne sposoby dostarczania i te przejściowe braki na półkach zostały szybko zapełnione. To bardzo dobra wiadomość, bo prawdopodobnie, gdyby to trwało dłużej, gdyby okazało się, że trwale brakuje jakichś produktów, to w tej chwili panika byłaby już naprawdę ogromna.
A skąd się bierze taki mechanizm połączenia, czyli w jeden dzień zamknięte są szkoły i nagle zaczyna brakować papieru toaletowego? Jedno z drugim nie ma nic wspólnego.
To typowa panika i niektórzy myśleli, że rzeczywiście być może jest to np. w Polsce efekt tego że wciąż mamy żywe doświadczenia PRL-u, gdzie tych podstawowych produktów tak bardzo brakowało, ale wystarczy spojrzeć na inne kraje takie, które w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat nie miały niedostatku, a tam konsumenci zachowują się bardzo podobnie. I nie ma na to recepty innej niż zapełnienie tych półek. Ludzie nie uwierzą w zapewnienia rządu, że wszystko będzie pod kontrolą ludzie. Nie uwierzą w zapewnienia sieci handlowych, że lada moment nie będzie żadnych problemów z dostawami.
Jedyne co może ludzi uspokoić to jest to, co w zasadzie w Polsce teraz się dzieje, czyli zapełnione szybko półki. To co nawet bardzo szybko znika z tych półek, prawie równie szybko pojawia się tam ponownie i dzięki temu nie osiągnęła ta nasza panika jakichś wielkich rozmiarów.
Czy grozi nam w takim razie kryzys? Przejdzie on przez wszystkie branże? jaki może mieć charakter?
Z całą pewnością w Polsce czeka nas co najmniej spowolnienie gospodarcze, a możliwe nawet, że będzie to recesja. Proszę na razie z dużą ostrożnością podchodzić do prognoz, które przedstawiają różni ekonomiści, albo nawet bardzo poważne instytucje. Na tym etapie rozwoju epidemii nie jesteśmy w stanie precyzyjnie powiedzieć, czy będzie to duży kryzys, krótkotrwały, jak głęboki w różnych krajach.
Ekonomiści nawet w spokojnych czasach mają duże problemy z takim prognozowaniem Teraz, kiedy nie wiemy, jak długo potrwa walka z tą pandemią, nie będziemy jeszcze przez jakiś czas mieli informacji, jak długo produkcja i przemieszczanie się muszą być ograniczone. Nie jesteśmy w stanie oszacować, jak wielkie będą skutki gospodarcze koronawirusa.
Zatem na razie mamy bardzo dużo niewiadomych. Polska jest w relatywnie niezłej sytuacji, ponieważ mieliśmy do niedawna bardzo silny wzrost, więc jest z czego spadać, zanim wpadniemy w taki głęboki kryzys. Również nasza gospodarka nie jest tak silnie uzależniona od turystyki jak np. włoska, ale oczywiście będą takie branże, w których sytuacja jest i będzie dramatyczna. Myślę tutaj już o chociażby wspomnianej turystyce, czy tym, co nazywamy przemysłem spotkań i wydarzeń. Nawet jeżeli wrócimy do w miarę normalnego życia, to trudno sobie wyobrazić chociażby, żeby w ciągu kilku najbliższych tygodni czy miesięcy były możliwe i popularne imprezy masowe.
To są takie sektory, gdzie niezależnie od tego, czy sprawnie uporamy się z wirusem czy nie, sytuacja będzie dramatyczna. Natomiast wiele innych sektorów ma szansę na szybkie odbicie.
Świat już od pewnego czasu się przenosi do internetu z kolejnymi branżami ostatnio jesteśmy z tego zadowoleni bardziej niż kiedykolwiek. A co to może oznaczać dla gospodarki?
Myślę że to może być jeden z nielicznych pozytywnych skutków epidemii. Nagle uświadomiliśmy sobie, że wiele rzeczy da się załatwić zdalnie i takie załatwianie zdalne jest nie tylko wygodne, ale z punktu widzenia ekonomicznego jest efektywne. Pomaga realizować cele też ekologiczne, więc popularyzacja tego typu rozwiązań będzie czymś na pewno pozytywnym. Nagle się okazało, że wiele sytuacji nie wymaga wizyty u lekarza rodzinnego, ale wystarczy sama konsultacja z nim, zdalna. Okazuje się, że coraz więcej rzeczy da się załatwić w urzędzie. Także tam, gdzie pracuje, na uczelniach, okazuje się, że wiele spraw i administracyjnych i częściowo także dydaktycznych można załatwiać zdalnie. Jest to droga którą podążaliśmy dość powoli, a teraz musimy przyśpieszyć i chyba to przyśpieszenie się nam wszystkim spodoba i możemy tutaj oczekiwać, że te zmiany będą trwałe.
Oczywiście w różnym stopniu, ale żyjemy w świecie nadmiaru i przepychu. Czy to może się zmienić czy zrozumiemy niedostatek?
Myślę, że jeżeli w ogóle zrozumiemy niedostatek, to tylko przejściowo. Może to, że doświadczymy go choćby w bardzo krótkim czasie, to zobaczymy jak bardzo jest przerażający. Później gospodarka kiedy będzie odżywać, będzie też chciała, żebyśmy o tym jak najszybciej zapomnieli, żebyśmy wrócili do tej bardzo takiej mocnej konsumpcji.
Pewnie kiedy sytuacja się ustabilizuje, znów wrócą dyskusje na temat tego, czy cały czas to napędzanie konsumpcji to jest jedyny model wzrostu, jaki mamy. Ale z całą pewnością przy wychodzeniu z kryzysu wszystkie środki będą angażowane właśnie w to, żeby gospodarka znów mogła produkować tak dużo, jak produkowała wcześniej. A jeżeli tak, no to też muszą ludzie to kupować.
Nie chodzi o produkcję jako sztukę dla sztuki, ale po to, żeby wciąż te nasze bardzo rozbudzone potrzeby konsumpcyjne były zaspokojone. I zanim zmienimy ten model, sytuacja musi się ustabilizować. Na samym etapie wychodzenia z kryzysu, trudno sobie wyobrazić żebyśmy apelowali o to, żeby przemyśleć nasz model. Na razie będziemy próbowali przywrócić to, co znamy. To, co przez jakiś czas całkiem dobrze nam działało. A na takie bardziej filozoficzne, głębsze refleksje miejsce będzie dopiero w spokojniejszy czasach.
Jaki wpływ na sytuację, w której się znaleźliśmy ma taniejąca ropa? Ktoś mniej obeznany z ekonomią powie: fantastycznie, ropa jest tańsza! Przynajmniej jedno jest tańsze. Jaki to ma wpływ na gospodarkę?
Tak rzeczywiście. Mamy bardzo tanią ropę naftową i nawet ludzie zajmujący poważne stanowiska - tacy jak prezydent Stanów Zjednoczonych, Donald Trump - zachwycają się, mówią, że to bardzo dobrze dla konsumentów, bo jest na stacjach benzynowych po prostu taniej. Dla Polski w zasadzie to też oczywiście dobre wiadomości, bo my jesteśmy importerem, a nie eksporterem ropy. To może być przydatne w kontekście inflacji, która nie wiem jak się zachowa w wyniku kryzysu. Czy raczej będzie mniejsza niż się wcześniej spodziewaliśmy, czy wręcz przeciwnie, będzie jeszcze większa. To taki czynnik typu niższa cena ropy naftowej z całą pewnością będzie hamował tę inflację.
Natomiast to ma też swoją ciemną stronę. Tak tania ropa, to czynnik destabilizujący dla krajów, które mamy prawo uważać za niebezpieczne. Te kraje, które żyją z eksportu ropy naftowej w takich sytuacjach mogą być bardziej skłonne do ryzykownych ruchów i to z punktu widzenia światowego, może być niebezpieczne. Natomiast dla nas jako dla konsumentów, ten czynnik który mógłby potencjalnie ograniczać inflację, to wiadomość z całą pewnością dobra.
Jakie mamy różne możliwe scenariusze związane z wirusem? Mówię o scenariuszach gospodarczych?
Na razie możemy mówić co najwyżej o zarysie scenariuszy, bo jest wciąż zbyt wiele niewiadomych, żebyśmy mogli próbować coś precyzyjnie prognozować, jeśli chodzi o gospodarkę. Ten najczarniejszy scenariusz, to że nie poradzimy sobie dobrze z epidemią, że ona będzie trwała długie miesiące. To jest scenariusz, na który w zasadzie nie jesteśmy w stanie się przygotować. Jednak na podstawie tych danych, które mamy obecnie, trudno zakładać, że on będzie najbardziej prawdopodobny. Raczej trzeba liczyć na to, że jednak po kilku tygodniach będziemy mogli wrócić do w miarę normalnego funkcjonowania.
Teraz wszystkie działania, które podejmują rządy w różnych krajach skupiają się na tym, żeby przez tych kilka tygodni nie stracić potencjału. Żeby firmy nie bankrutowały i żebyśmy szybko wrócili do takiej gospodarki jaką znamy sprzed kryzysu. Natomiast ten ciemny czarny scenariusz mówi, że już nigdy nie wrócimy do takiej gospodarki, będziemy musieli na nowo stworzyć łańcuchy dostaw i już nie będą one tak globalne. Transport globalny i zawirowania w różnych częściach świata, które różnie będą sobie radziły z problemem koronawirusa sprawi, że więcej rzeczy trzeba będzie wytwarzać od początku do końca w ramach jednego kraju.
To jest wielka zmiana, na którą z całą pewnością potrzebujemy czasu. Póki co jedynie minimalizujemy negatywne skutki tego zatrzymania, które mamy nadzieję nie będzie trwało więcej niż kilka tygodni.
Wydawać by się mogło że żyjemy w mocno stabilnym czasie Chwila niepewności i zaczynają się rozmowy o utracie pracy, o możliwości spłaty kredytu. Pytanie to jest realne zagrożenie.
Z całą pewnością są branże, w których sytuacja jest dramatyczna i nawet jeżeli sprawnie poradzimy sobie z tą epidemią, to jeszcze długo sytuacja nie wróci do normalności. Bardzo trudna jest też sytuacja wielu ludzi, którzy ze względu na sposób, na formę pracy, też teraz są zagrożeni. Gospodarka to system naczyń połączonych i to siłą rzeczy przełoży się na innych. Dzisiaj nie ma żadnej takiej branży, takiego obszaru, gdzie jesteśmy bezpieczni, nie musimy się przejmować tym, co się dzieje, bo akurat w nas wirus nie uderzy.
Czy rządowy pakiet ochronny dla polskich firm może rzeczywiście coś zmienić w scenariuszach dla przedsiębiorców.
Z pewnością rządowy pakiet będzie łagodzić negatywne skutki koronawirusa. Wielu twierdzi, że będą to działania niewystarczające. Tutaj szczególnie można by oczekiwać większego poluzowania w zakresie podatków i innych danin publicznych. To nie jest moment, żeby wykorzystywać te mechanizmy które chociażby poprawiały ściągalność podatków. Tutaj trzeba rzeczywiście odciążyć firmy nie tylko z płatności, ale także z tych obowiązków dotyczących sprawozdawczości. Przez jakiś czas, licząc się z tym, że nasz system podatkowy znów będzie nieco mniej szczelny. Jeżeli za tę cenę mamy kupić zachowanie mocy produkcyjnych w wielu branżach, mamy uzyskać uratowanie wielu przedsiębiorców, zachowanie wielu miejsc pracy, to z całą pewnością jest to cena, którą warto ponieść.
Zresztą rządowy program mam wrażenie opiera się na takim założeniu, że w mniej więcej miesiąc sobie poradzimy i wrócimy do normalności. Mam nadzieję że to rzeczywiście będzie możliwe, bo wtedy mimo że ten pakiet jest bardzo kosztowny, to może się okazać wystarczające i nie zabije zbyt wielu firm. Natomiast pytanie co, jeżeli za kilka tygodni nie wrócimy do w miarę normalnego funkcjonowania. Wtedy pewnie będą potrzebne kolejne działania. Zresztą, kiedy patrzymy na inne kraje to wachlarz tych działań jest całkiem spory i niektóre kraje, zresztą słusznie, zapomniały teraz o myśleniu o tym, jak duży może być deficyt, bo rzeczywiście to jest jeden z nielicznych momentów, kiedy nie powinniśmy się przejmować deficytem budżetowym, tylko przejmować się tym, żeby nasza gospodarka nie ucierpiała.
Czy firmy mogą się ustrzec podobnych tąpnięcieć? Czy to są zbyt globalne zjawiska?
Niestety kryzysy są nieprzewidywalne. Nie ma takich sposobów, które pozwalałyby w pełni zabezpieczyć się przed negatywnymi skutkami kryzysu. Natomiast można to minimalizować i taka rada, która jest bardzo uniwersalna w bardzo różnych czasach, w bardzo różnych kontekstach dobrze działa, to: dywersyfikuj czyli różnicuj źródła swojego dochodu jeżeli masz taką możliwość. To zresztą jest też coś, o co dopominamy się w ekonomii wartości. To co nazywamy oportunistyczną grą rynkową jest bardzo ryzykowne, bo w momencie kryzysu, kiedy podążały tą ścieżką którą wszyscy czyli łapałeś każdą okazję, uważałeś, że każdy kosz jest zły, a każdy przychód dobry, to twoja sytuacja będzie szczególnie trudna. A ekonomia wartości zwraca uwagę na to, że przecież gospodarce bardzo ważne są wartości poza ekonomiczne i to jak dramatycznie one są istotne pokazują ostatnie dni, gdzie to, że wiele osób nie rezygnuje z pracy tylko z narażeniem zdrowia życia wciąż wykonuje ją nie da się wytłumaczyć tylko tym, że chcą zarobić, bo to byłaby zbyt słaba motywacja. To że pielęgniarki, kierowcy, kasjerzy działają dalej wynika także z tego, że są dla nich ważne wartości poza ekonomiczne czyli zapewnienie funkcjonowania ratowania innych. Co prawda nie wiemy jak długo potrwają ograniczenia związane z walką z epidemią, ale z ekonomicznego punktu widzenia powinniśmy skupić się teraz na tym, żeby zachować nasze moce produkcyjne w jak najlepszej formie, żeby wtedy, kiedy będziemy mogli wrócić do w miarę normalnego życia. Nasza gospodarka była jak najmniej osłabiona czyli przejściowo musimy tam pompować ogromne pieniądze i to robią wszystkie rządy, żeby nie utracić trwale tych zdolności produkcyjnych. To jest cel numer jeden, bo tylko wtedy kryzys czy spowolnienie, które się pojawi w wyniku koronawirusa może być krótkotrwałe. W przeciwnym wypadku odbudowanie tego całego potencjału może zająć długie lata, a jeżeli uda nam się przetrwać ten najtrudniejszy czas, to gospodarka szybko ma szansę wrócić na te tory, na których była przed wybuchem epidemii.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Problemy z podróżami lotniczymi [PORADNIK PRZEDSIĘBIORCY]