Związkowcy ze Stoczni Gdynia grożą strajkiem, jeśli zakład nie dostanie 80 mln zł. Protest rozpoczęli od wejścia w spór zbiorowy. Żądają też wypłaty zaległych pensji. Teraz wszystko zależy od Ministerstwa Skarbu – jeśli pieniądze nie wpłyną na konto stoczni, robotnicy rozpoczną strajk.
Prezes zarządu rozmawiał dziś z ministrem skarbu, który zapewniał, że do końca tygodnia pieniądze pojawią się na koncie. Jerzy Lewandowski jeszcze wierzy w te zapewnienia: Ja sobie nie wyobrażam innej gwarancji, jeżeli to jest deklaracja ministra, która wcześniej była poprzedzona zawarciem umowy z ministrem.
W obietnice nie wierzą jednak związkowcy. Jeśli w ciągu najbliższych tygodni nie będzie obiecanych pieniędzy, w stoczni odcięty zostanie prąd i gaz. Przed kilkoma miesiącami Ministerstwo Skarbu zgodziło się na emisję akcji i ich wykupienie. Podpisano umowy, ale jak na razie Skarb Państwa ich nie dotrzymuje.
Jeśli stocznia Gdynia upadnie, pracę straci 11 tysięcy osób.