Najpopularniejszy obecnie na świecie portal społecznościowy Facebook złożył w nocy prospekt emisyjny potrzebny do debiutu na giełdzie. Na Wall Street zapowiada się największe wydarzenie od czasu wejścia na parkiet giganta internetowego Google. Debiut Facebooka ma nastąpić w drugim kwartale tego roku.
Często mówimy o wynalazkach i innowacjach typu prasa drukarska, czy telewizja. Dziś nasze społeczeństwo weszło na kolejny poziom - tak buńczucznie w liście do przyszłych inwestorów napisał 27-letni twórca Facebooka Mark Zuckerberg.
Złożony do amerykańskiej komisji giełd wniosek o wejście na giełdę zaczyna długą procedurę przygotowawczą. Za kilka miesięcy zakończy się ona największym rynkowym wydarzeniem od czasów tzw. bańki internetowej z przełomu XX i XXI wieku. We wniosku spółka pisze, że chce zebrać z rynku 5 miliardów dolarów, choć ta kwota może być nieco większa.
To oczywiście robi wrażenie, ale jest pewne rozczarowanie. Wcześniej mówiło się, że Facebook może zarobić nawet 10 miliardów. Jeżeli tak by się stało, to mielibyśmy czwarty największy debiut w historii amerykańskiego rynku kapitałowego. Większe byłyby tylko debiuty Visy, General Motors i sieci komórkowej AT&T Wireless.
We wniosku spółka podała, że w zeszłym roku miała okrągły miliard dolarów dochodu netto. To o 65 procent więcej niż rok wcześniej. Natomiast sam dochód miał wynieść 3,7 miliarda dolarów.
Na 31 grudnia 2011 Facebook miał średnio 845 milionów użytkowników miesięcznie i 483 miliony użytkowników dziennie. W ciągu roku to wzrost o 48 procent.
Najciekawsze, że po wejściu na giełdę spółka ma zostać wyceniona na 75 - 100 miliardów dolarów. Założyciel tego portalu 27-letni Mark Zuckerberg, który teraz ma niecałe 30 procent udziałów w spółce wkroczy więc do dziesiątki najbogatszych ludzi świata.
We wniosku czytamy, że misją Facebooka jest "sprawienie by świat był otwarty i połączony". To może się udać z pewnym wyjątkiem - Państwa Środka.
Chiny to największy potencjalny rynek dla Facebooka, jednak użytkownicy w tym kraju mają zakaz korzystania z naszych usług - podano w komunikacie. Nie mamy pewności, że uda nam się tak zarządzać zawartością, by zaakceptował nas rząd w Pekinie.
Widać to po zdjęciu z prezentacji Facebooka pokazującej, skąd łączą się użytkownicy.
Z wejściem do Chin może być problem. Może to też sporo kosztować. Dwa lata temu Google musiał wycofać się z Chin, po tym jak władze w Pekinie zażądały od spółki cenzurowania wyników wyszukiwania. Jakie jest efekt zerwania współpracy? Gdy wpiszemy w wyszukiwarkę Google hasło "Tian'anmen", czyli pekiński Plac Niebiańskiego Spokoju, zobaczymy czołgi rozjeżdżające ludzi w masakrze z 1989 roku. Gdy to samo hasło wpisze Chińczyk, zobaczy piękne pocztówkowe zdjęcia pekińskiego placu. Facebook nie może sobie pozwolić na taką cenzurę.
Tym bardziej, że Zuckerberg nienawidzi kontroli. Dla Marka zawsze kluczowa była niezależność. Odrzucił wiele ofert przejęcia portalu: od Yahoo, Microsoftu, firmy Ruperta Murdocha Newscorp i MTV - mówi autor jednej z książek o FB - David Kirkpatrick.
Skrót FB warto zapamiętać - to pod tym symbolem spółka będzie notowana na Wall Street.
Z okazji debiutu Facebooka na giełdzie "The Economist" poświęcił mu specjalną okładkę. Tygodnik wita czytelników tytułem "Garść dolarów". Poniżej publikuje fikcyjną rozmowę, która odbywa się na profilu założyciela Facebooka Marka Zuckerberga: