Kongres USA zagłosował w nocy z wtorku na środę za podniesieniem limitu zadłużenia państwa o 2,5 bln dolarów, tuż przed szacowaną datą potencjalnego bankructwa. Podniesienie limitu pozwoli na zapewnienie budżetowi środków prawdopodobnie do 2023 roku.
W wyniku działań Kongresu nowy limit zadłużenia wynosi 31,4 bln dolarów.
Nowy limit Izba Reprezentantów przyjęła stosunkiem głosów 221 do 209. Wcześniej za podniesienie limitu zadłużenia państwa opowiedział się Senat.
Głosowania w Senacie i Izbie Reprezentantów oddaliły widmo bankructwa USA - przynajmniej do 2023, czyli okresu po wyborach parlamentarnych w listopadzie 2022 r.
Było to już drugie podniesienie limitu w tym roku. Wcześniej Kongres zrobił to w październiku. Za sprawą umowy między partiami tym razem odbyło się to w trybie przyspieszonym i z pominięciem progu uzyskania większości kwalifikowanej 60 głosów w Senacie.
Tu chodzi o dług skumulowany przez obie partie, więc cieszę się, że republikanie i demokraci zjednoczyli się, by umożliwić zajęcie się sprawą limitu długu - ocenił lider demokratów w Senacie Chuck Schumer.
Szefowa resortu finansów Janet Yellen szacowała, że bez podniesienia limitu państwu już 15 grudnia zabraknie środków do spłaty długów i nastąpi formalne bankructwo, które według niej miałoby dramatyczne skutki dla USA i globalnego systemu finansowego.
Stany Zjednoczone mają dość nietypowe podejście do długu. Limit zadłużania jest też np. w Polsce i wynosi on 60 proc. PKB. Takie ograniczenie jest dość elastyczne i dopasowuje się do rozwijającej gospodarki. W USA natomiast obowiązuje nominalny limit - ustawiony był na poziomie 22 bilionów dolarów, ale na czas pandemii został on zawieszony i przekroczony o 6,5 bln dolarów.
Gdyby limit nie został podniesiony, USA miałyby do wyboru albo bankructwo, albo ograniczenie deficytów. Wiązałoby się to jednak z drastycznym cięciem wydatków lub serią podwyżek podatków, co miałoby potężne konsekwencje dla gospodarki.
USA od lat mają regularne deficyty. Po raz ostatni budżet miał nadwyżkę za czasów prezydentury Billa Clintona. Do tej pory kwestia podniesienia pułapu zadłużenia była głównie formalnością, jednak w obliczu politycznej polaryzacji w ostatniej dekadzie kilkukrotnie dochodziło do sporów na ten temat, jednak zawsze dochodzono do kompromisu.