Po raz kolejny okazuje się, że inwestowanie w kryptowaluty oprócz blasków w postaci błyskawicznych zysków, ma też cienie, a właściwie jeden cień. Nie chodzi tu o nagłe spadki notowań, ale o to, że nagle można stracić wszystko. Przynajmniej w Turcji, gdzie władze wystawiły międzynarodowy list gończy za właścicielem platformy wymiany kryptowalut, który zniknął z dwoma miliardami dolarów.
Jak podaje turecka prasa, za pośrednictwem jego platformy o nazwie Thodex kryptowalutami handlowało około czterystu tysięcy ludzi. W ostatnią środę giełda stanęła. Ludzie nie mogli dostać się do swoich kont, a na stronie pojawił się komunikat o przerwie w działaniu platformy. Według komunikatu miała wrócić po pięciu dniach, przez które właściciel giełdy miał sfinalizować transakcję z bliżej nieokreślonym inwestorem.
Właściciele kont nie czekali. Poskarżyli się władzom i prokuraturze. Ta zablokowała konto bankowe giełdy. Następnie agencja Anadolu podała, że policja zatrzymała ponad 60 osób w ośmiu miastach Turcji i zabezpieczyła sprzęt w siedzibie firmy w azjatyckiej części Stambułu.
Wśród zatrzymanych nie było właściciela. 27-letni Faruk Fatih Ozer zniknął. Agencja Demiroren opublikowała zdjęcie z lotniska, ukazujące Ozera, wybierającego się do Albanii. Sam 27-latek wkrótce potwierdził, że odbywa tam spotkania biznesowe, a wszelkie zarzuty wobec niego są bezpodstawne.
Coraz więcej jednak wskazuje na to, że prawdziwe są plotki o ucieczce 27-latka. Ozer miał wedle tych plotek zwyczajnie okraść setki tysięcy swoich klientów, przywłaszczając sobie mniej więcej dwa miliardy dolarów.
Kryptowaluty, przez niektórych uważane za "nowe złoto", które da zabezpieczenie przed spodziewanym wybuchem inflacji, a przez innych raczej za czystą spekulację, nową wersję siedemnastowiecznej tulipanomanii, w ostatnich miesiącach ogromnie zyskują na wartości. W Turcji budzą szczególne zainteresowanie, ze względu na wyjątkowe tempo utraty wartości oszczędności. Oficjalna inflacja w Turcji sięgnąć może wkrótce 20 procent, a dodatkowo słabnie lira.