Polski konstruktor-amator zbudował od podstaw samochód. Projektowanie rozpoczął, gdy jako dziecko zachorował na białaczkę. Dzisiaj to najszybszy w Polsce samochód wyścigowy typu kit-car, czyli taki, który buduje się własnoręcznie.
Tomasz Ferdek może mówić o ogromnym sukcesie - wygrał walkę z nowotworem krwi i uzyskał pozwolenie na użytkowanie samochodu, który zaprojektował i zbudował z pomocą przyjaciół. Proces legalizacji odbył się w Wielkiej Brytanii, bo w Polsce jest niemożliwy. Jego wyścigowy samochód marki Kozmo można spotkać teraz na ulicach wielu polskich miast.
Pierwsze prace związane z budową sportowej wyścigówki Tomasz Ferdek rozpoczął jeszcze w szpitalu, podczas terapii nowotworowej.
Miałem wtedy może z 10-11 lat, leżałem w szpitalu i rysowałem samochody. Wiele dzieciaków tak robi, ale ja rozrysowałem wtedy całą konstrukcję z przekrojami prostego autka miejskiego z klatką i na nadwoziu z laminatów. Duży wpływ na mnie miał wtedy mój dziadek, który od dziecka kupował mi "Autotechnikę Motoryzacyjną" - taką starą, branżową gazetę, bardziej dla inżynierów niż dla dzieci. I tam, pamiętam jeszcze jako dzieciak, znalazłem informację o kit-carach w Wielkiej Brytanii, czyli gotowych zestawach części do samodzielnego montażu. Takie zestawy w tym szpitalu sobie rysowałem. Gdy pokazałem po latach moje projekty specjalistom, nie wierzyli, że ich autorem był dzieciak. W tamtym czasie jednak w Polsce nie było realiów, żeby zbudować własnego kit-cara, tym bardziej będąc jeszcze cały czas chorym - opowiada Tomasz Ferdek.
Pod koniec studiów pan Tomasz miał kolejne problemy ze zdrowiem po przebytej białaczce. Musiał przejść przeszczep wątroby i długą rekonwalescencję. Nie mógł też wychodzić z domu z powodu słabej odporności. Czas wykorzystywał na rozwijanie pasji.
Oglądałem programy motoryzacyjne, wujek miał warsztat samochodowy, kolega budował klatki do rajdówek, wszyscy jakoś w różnych okresach braliśmy udział w Konkursowych Jazdach Samochodem. To wszystko się wymieszało. Wtedy też w Polsce popularne były tzw. szajowozy, czyli tanie zabawki do "upalania na polach" (jazda samochodami po polach przy użyciu dużej ilości gazu - przyp. RMF FM), takie "ruraki" (amatorski pojazd mechaniczny, którego ramę wykonano z rur - przyp. RMF FM) na bazie malucha. Pewnego wieczoru w grudniu 2005 roku usiedliśmy z kolegami i rozmawialiśmy o tym, że trzeba zbudować coś własnego, zaawansowanego technicznie, ale budżetowego. Tak narodziła się idea Kozmo - wspomina.
Projekt ruszył pełną parą dopiero trzy lata później. Powstała rurowa rama, zawieszenie i układ hamulcowy. W grudniu 2008 roku silnik Kozmo po raz pierwszy odpalił. Był jednak zasilany starterem w spreju z ręki, ponieważ pompka paliwa odmówiła posłuszeństwa. Pod koniec roku odbyła się pierwsza jazda testowa, a po nowym roku ruszyły testy na torze.
Kozmo miał być tanim polskim kit-carem, bazującym na najtańszym - jak na tamte lata - polskim samochodzie Fiacie Seicento. Wtedy popularne było uturbianie małych silników, ale fiat zrobił mi prezent i wypuścił już fabrycznie uturbiony silnik 1,4 (z dołożoną turbosprężarką do jednostki napędowej - przyp. RMF FM). Okazało się, że to genialna konstrukcja, wytrzymująca 300 KM na seryjnym dole silnika, praktycznie bezawaryjna. Tak, kolumna kierownicza, pompa hamulcowa i przekładnia kierownicza są z Fiata Seicento. Do niedawna miałem przeniesione na tył przednie "mcphersony" (rodzaj zawieszenia samochodu - przyp. RMF FM), na przodzie są zwrotnice ze starego poloneza, skrzynia biegów z Abartha 500, zaciski hamulcowe tylne są z Alfy Romeo 159, a przednie z Fiata Stilo, do tego duże tarcze hamulcowe z Fiata Grande Punto - wylicza konstruktor.
Kozmo to małe, dwumiejscowe auto sportowe, nadające się na tor i do jazdy codziennej. Ma ramę rurową własnej konstrukcji, spełniającą rygorystyczne wymagania Międzynarodowej Federacji Samochodowej (FIA). Do tego kubełkowe fotele, wielopunktowe pasy bezpieczeństwa i wyświetlacz ze... smartfona. Silnik Kozmo ma obecnie 210 KM i 270 Nm. Auto, jak wynika z zapisu z kamer podczas startu w jednym z rajdów, rozpędza się do setki w 4,5 s. Waży 900 kg.
Prototyp wyszedł ciężki, bo są niedociągnięcia. Laminat jest miejscami zbyt gruby. Zamiast aluminium zdarzało się użyć stali, więc jest o 100 kg za ciężki, ale jakbym robił następne auta, szczególnie do sportu, to poniżej 800 kg spokojnie bym zszedł - zapewnia pan Tomasz.
Nazwa marki Kozmo wywodzi się od wrocławskiego Osiedla Kosmonautów, gdzie Tomasz Ferdek się wychował.
Polskie prawo nie przewiduje rejestracji kit-carów. Są jednak kraje, w których samodzielne zbudowane pojazdy mogą być zalegalizowane. Jednym z nich jest Wielka Brytania. Problemem były jedynie pieniądze.
W ubiegłym roku miałem taki depresyjny czas, kiedy myślałem, że z marką Kozmo już koniec. Znajomi namawiali mnie na zrzutkę. Trzy razy już w ten sposób zbierałem pieniądze, ale trafiłem na dużo hejtu. Nie chciałem więcej, bałem się. Ostatecznie jednak z pomocą dziennikarzy i znajomych zebrałem na zrzutce 27 tys. zł i to wystarczyło. 5 tys. to koszty formalne i podatek drogowy w Wielkiej Brytanii, 10 tys. na przejazd i kolejne 5 tys. na przygotowanie auta do badań - wylicza.
Dopuszczenie do ruchu, rejestracja i ubezpieczenie samochodu typu kit-car w Wielkiej Brytanii po brexicie proste jednak nie było. Tomasz Ferdek nie jest rezydentem tego kraju, zatem sam na siebie nie mógł zarejestrować samochodu. Ubezpieczyć też nie mógł, bo marki Kozmo nie było w żadnej bazie ubezpieczycieli. Nie można więc było oszacować współczynnika ryzyka ani stawki. Ostatecznie samochód został zarejestrowany na przyjaciela pana Tomka mieszkającego w Anglii. Następnie już w Polsce został przerejestrowany. Cały proces trwał 3 miesiące.
W Polsce miałem na przykład problem z tablicami. Urzędnik z wydziału komunikacji musiał przeklikać dane w systemie komputerowym i podać tam markę auta. A Kozmo nie było w bazie. Było to istotne, bo system musiał pobrać informacje z CEPiK-u. Więc trzeba było ręcznie dopisać Kozmo do tej bazy i programistom zajęło to dwa i pół tygodnia. Ostatecznie dostałem tablice z wymyślonym przeze mnie 16 lat temu wzorem: D0 KOZMO - opowiada konstruktor.
Tomasz Ferdek udoskonala auto po godzinach. O sobie mówi, że jest konstruktorem-amatorem, który zgromadził wokół siebie odpowiednich ludzi. Projekt finansuje z własnej kieszeni. W 2008 roku zdobył dotację w konkursie Wrocławskiego Centrum Transferu Technologii, którą niestety musiał oddać. Zaciągnął również dwa kredyty.
Projekt się rozwija, ale jeszcze nie jest na takim etapie, żeby wpadł na tor i wywarł na ludziach ogromne wrażenie. Może uda się to w przyszłym roku. Teraz trzeba będzie ustawić geometrię, zamontować lepsze, specjalne do motorsportu amortyzatory na szybkie tory, dołożyć szperę (mechanizm mający na celu zmniejszyć różnice prędkości kół podczas jazdy po łuku - przyp. RMF FM). Dzięki temu - mam nadzieję - będzie naprawdę szybki na torze - wyjaśnia.
Pan Tomasz liczy też, że znajdzie się inwestor, który zachce rozwinąć projekt.
Dzisiaj na rynku nie ma tanich, nowych aut, z których można zrobić małą wyścigówkę czy rajdówkę dającą sporo frajdy. Wszystkie auta są bardzo ciężkie, mają mnóstwo elektroniki i kosztują po 300-400 tys. zł. Takie auto marki Kozmo za 150 tys. zł mogłoby być całkiem fajną, budżetową wyścigówką, tanią w eksploatacji, którą samemu w garażu można sobie złożyć. W Anglii funkcjonuje to rewelacyjnie. Jest tam taka firma Ginetta, w którą zainwestował brytyjski milioner. Mają nowe konstrukcje samochodów i kilka naprawdę fajnych pucharów wyścigowych, od serii juniorskich po klasę GT. Zamarzyło mi się kiedyś, żeby Kozmo był taką polską Ginettą, polskim kit-carem, żeby dzieciaki po kartingu, których nie stać na Formułę 4 czy 3, mogły się czymś takim pościgać. Ale cóż, nie napotkałem na swojej drodze jeszcze zafiksowanego milionera - tłumaczy z uśmiechem.
O planach na przyszłość Tomasz Fredek odpowiada bez chwili wahania - lepsze czasy na torze i rodzina.
Z jednej strony jestem bardzo zadowolony, gdy jeżdżę samochodem własnej produkcji, a z drugiej strony - poświęciłem 1/3 swojego życia na ten projekt, zamiast założyć rodzinę. Przyznam szczerze, że z jednej strony się ogromnie cieszę, ale z drugiej strony to dołujące, że tak długo trwała budowa i dopuszczenie do ruchu, że tyle wyrzeczeń to kosztowało. Muszę się teraz samym sobą zająć, swoim życiem, które trochę zapuściłem. Zbudowałem samochód, teraz muszę zbudować siebie i rodzinę, o ile jeszcze nie jest za późno po czterdziestce. Zobaczymy - dodaje pan Tomasz.
Tomasz Ferdek w ostatnich dniach organizował przejażdżki, które można było wykupić, by wesprzeć rejestrację auta. Niestety, podczas jednej z podróży w jego samochód wjechał taksówkarz i auto musi przejść teraz remont.
Ta kolizja pokrzyżowała mi plany, bo miałem się spotkać z potencjalnym inwestorem - wyjaśnia.
Konstruktor jednak uznał, że nie chce organizować kolejnej zbiórki publicznej, bo uważa, że są ważniejsze cele niż naprawa samochodu. Po odnowieniu nadwozia, Kozmo będzie można będzie spotkać na ulicach Krakowa i Śląska. Nie wcześniej jednak, niż po nowym roku.
Autor: Monika Jendrzejewska.