Robert Irwin ma 8 lat. Jest synem zmarłego sześć lat temu australijskiego podróżnika i dziennikarza Stevena. 8-latek krokodyli się nie boi, bo od małego jest z nimi za pan brat.
Sześć lat temu tragicznie zginął znany australijski dziennikarz Steven Irwin, znany jako "łowca krokodyli". Zmarł w wyniku przebicia serca przez ogon płaszczki. Osierocił wówczas dwuletniego synka Roberta.
Dzisiaj młody Irwin idzie w ślady nieżyjącego taty. Aktywnie udziela się w australijskim zoo w Beerwah, którego dyrektorem od lat 90. był jego ojciec. Chłopiec żyłkę do ekstremalnych przeżyć ma w genach. Niestraszne mu tak niebezpieczne doznania, jak karmienie niesamowicie szybkich krokodyli.
Robert, bacznie obserwowany przez publiczność, chodzi wśród tych ogromnych gadów i rzuca im jedzenie. Pierwsze doświadczenie z tymi zwierzętami chłopiec zdobył mając kilka miesięcy. Jego tata w czasie karmienia krokodyli w ogrodzie zoologicznym trzymał go na rękach.
Przedstawiciele grup zajmujących się ochroną praw dzieci i praw zwierząt ostro skrytykowali wówczas "łowcę" za narażenie niemowlaka na niebezpieczeństwo, aczkolwiek nie wniesiono przeciw niemu formalnego oskarżenia.
Jak widać, wczesny kontakt z groźnymi zwierzętami nie zaszkodził chłopcu.