Jose L. Torres doszedł do wniosku, że tatuaż to jego ostatnia deska ratunku, by odzyskać zaufanie żony. Wyznanie winy wytatuował na klatce piersiowej i brzuchu. Przyznaje w nim, że jest kłamcą, zdrajcą i manipulantem.

Wyznanie winy wytatuowane na piersiach i brzuchu mężczyzny jest dosyć duże. Jego wykonanie musiało być bolesne. Zdjęcie tatuażu umieścił na Instagramie wykonawca. Fotografia od razu stała się hitem internetu.

W rozmowie z portalem Newshub tatuażysta Jorge powiedział, że pewnego dnia do jego studia weszła para. Nie wyglądali na złych na siebie. Mężczyzna może trochę się wstydził.

Wyglądał jak ktoś, kogo gryzie poczucie winy. Kilka razy pytałem go, czy aby na pewno tego chce. Za każdym razem odpowiadał: Spieprz..łem, muszę to naprawić - wspominał tatuażysta.

Tatuaż wygląda jak kontrakt. "Ja, Jose L. Torres zrobiłem ten tatuaż dobrowolnie 2 stycznia 2019 roku, aby móc odzyskać zaufania żony, której przysporzyłem w trakcie naszego małżeństwa wiele bólu i cierpienia" - tak zaczyna się wytatuowany tekst.

Następnie skruszony mąż wyznaje: "Jestem kłamcą, zdrajcą, manipulatorem, oszustem, miłośnikiem prostytutek, nieuczciwy i lekceważący".

Tekst jest wykonany w języku angielskim i internauci od razu wychwycili, że słowa "deceiver" i "disrespectful" są napisane z błędami.

W komentarzach są też bezlitośni. Wytykają Jose, że jego żona zapewne nie chce przypominać sobie o jego zdradach za każdym razem, jak spojrzy na jego odsłonięty tors.

"Rozwód byłby mniej bolesny" - napisał ktoś. Ktoś inny dodał: "Zacznij zbierać na laserowy zabieg usunięcia".